Tak, tak

Wróciłam z mojego, pierwszego od 4 lat!, urlopu. Urlopu wzięłam całe dwa tygodnie, odłączyłam się od komórki, netu, od wszystkiego. Zabroniłam dzwonić do mnie nawet schronisku i Buffy. Ale na prawdę potrzebowałam tego. Pierwszy tydzień spędziłam w Zakopanym. Było pięknie, choć były też chwile które mnie zmartwiły. Na drugi tydzień urlopu pochorowałam się, ale to już inna bajka a u mnie, w sumie norma
Na początku chciałabym się z Wami podzielić, tym, co było piękne

I ciekawe

Czyli zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia.
Nasz Śpiący Rycerz czyli Giewont w błękitach.
Jedna z najsłynniejszych ulic - Krupówki.
Dużo wycieczkowaliśmy sobie.
Najpierw była wyprawa na Polanę Olczyską, później powrót przez Przełęcz Nosalową i na Nosala
Polana:

. Po drodze na Polanę mieliśmy okazję podziwiać takie cuda Matki Natury:

. Na końcu drogi na Polanę mieliśmy przyjemnośc oglądania pieknego Wywierzyska:

. Wracając się tym samym szlakiem, odbiliśmy na Nosala. I to była moja droga przez mękę

. Wdrapując się na Nosala po bardzo stromych i pnących w górę skalnych drogach miałam w głowie tylko mordercze myśli względem Grzegorza

W końcu mam lęk wysokości! i do tego nie za dużą pojemność płuc - co na dużych wysokościach i dużym wysiłku bardzo komplikuje sprawę. Zaklinałam się na Wszystkich Świętych, że już nigdzie nie idę

Ale oczywiście lazłam dalej. A oto i winowajaca-wstręty Nochal:

. No dobra, dla takich widoków z jego czubka było warto:

.
Kolejny dzień to wycieczka nad Morskie Oko. Dłuuuga wycieczka

Ale widoki - cudne!

. Tego dnia spadł też pierwszy śnieg:

. Po drodze zajrzeliśmy też do Wodogrzmotów Pana Mickiewicza:

.
Kolejny dzień to wyprawa Drogą Pod Reglami do Doliny Strążyskiej:

. Wracając Drogą Pod Reglami byłam świadkiem zatrważającego widoku - na pastwisku z boku drogi pasło się stado łowiecek:


. Pastwisko ogrodzone było "płotem" z dwóch grubych, metalowych prętów. Idąc, już z daleka widzieliśmy z Grzegorzem, że jedna owca stoi między tymi prętami i chwieje się w przód i w tył. Krzycząc do Grzegorza, że pewnie się zahaczyła rogiem bądź obrożą poleciałam jak strzała do ofiary ogrodzenia. Biedny Grzegorz podążył czym prędzej za "wariatką". Sytuacja z bliska wyglądała następująco:

. Ku naszemu zdumieniu, za moment, sytuacja się powtórzyła a rolę "ofiary" przyjął obok stojący baran:

. O dziwno ani panna owca ani kawaler baran nie zdawali się być uwięzieni przez ogrodzenie, wręcz przeciwnie - sytuacja była jak najbardziej świadoma i zamierzona. Chodziło po prostu o smyranie po grzebiecie

W stadzie owym, przyuważyliśmy owcę która podążała za modą:

, przy czarnym ubarwieniu pięknego futerka zafundowała sobie tlenioną grzywkę

Po akcji "ratunkowej" wygłaskaliśmy owieczkę i podążyliśmy ku domowi.
Cdn...
