No cos Ty, juz otwarte.
Pisalam na skroty. Dosypywalam ptakom i podszedl sasiad z ta wiadomoscia. I ze on juz probowal wywalic ale sie mu nie udalo. Potrzebowal wsparcia, podparcia:)) No to poszlismy od razu. Pan sie zaparl i wywalil. Zanioslam zaraz dobre suche i wode. Koty na poczatku byly napewno przestraszone halasem ale potem widzialam ze wyszly. A zona sasiada nosi tam jedzenie jak wychodzi z psem. Dzis sprawdzone, wejscie jest, nie zabili powtornie. Z sasiadem widuje sie czasem ale teraz poprosilam, ze jakby co to ma mnie zawiadomic.
A Was prosze, bo jednak mnie nie ma prawie caly dzien. Nie wiem narazie kto wymyslil to zabicie ale trudno tez przewidziec co komu czasem przyjdzie do glowy. Dlatego prosze Was o zwrocenie uwagi jakby co. Ja nawet za bardzo nie znam tych kotow, ale wszystkiego sie dowiem tak ze mam nadzieje, ze nie stanie sie nic zlego i nasze osiedlowe koty nie trafia do schroniska, bo i po co. Zreszta sasiad mowil, ze odkad kopalnia zaczela sie wycofywac z terenow zajmowanych przez nia i zaczely sie wyburzania, to zaczely i u nas pojawiac sie szczury. I tak jak sasiad powiedzial "KOTY MUSZA BYC, PANI". Potwierdzilam bardzo skwapliwie i ciesze sie, ze takie jest przeswiadczenia sporej grupy.