Witam!
To wszystko prawda, co pisze Ylva kotki podstępem wkradły się w moje zycie...
Niby minął dopiero tydzień od mojej ostatniej relacji ale w życiu kotków to pewnie cała dekada. Nie wiem jeszcze, czy to tylko nasze kotki są taaaaaaaaakie zdolne, czy to tak po prostu jest ale one uczą się wszystkiego w błyskawicznym tempie. Przede wszystkim apetyty im rosną i teraz pochłaniają ok. jedną saszetkę za jednym zamachem. Trzeba było dokupić jeszcze jedna miseczkę, bo większość jedzenia fruwała wokoło w wyniku walk

o dostęp do żarełka. Nie do końca rozwiązało to problem, bo teraz każdy ma swoje korytko, żeby inny mógł mu podjadać (bo przecież pewnie ten drugi ma smaczniejsze...) Z piciem wody lub mleka z miseczki są jeszcze na bakier, więc poimy je z butelki. Przede wszystkim jednak dramatycznie domagają się wyjścia na świat i zwiedzania mieszkania i jego wszystkich kątów. Na razie przebywają w kojcu, który zrobił TZ Ylvy. On jest przeogromny (tzn. kojec a nie TZ

) i mieści się tam i kuweta (już taka całkiem dorosła!) i 3 miseczki i kartonik do spania z termoforem i trochę miejsca do poturlania się. Koty gdy nie śpią albo nie jedzą albo, ze tak eufemistycznie powiem nie zapełniają kuwety to całą swoja energię wykorzystują na obmyślanie sposobu na wydostanie się na wolność. Tak wiec jak tylko jestem w domu daje im się wylatać w pokoju i wtedy zaczyna się prawdziwe szaleństwo!! Bitwy, podchody, zdobywanie kanapy, walka z krzesłem, dywanem, wyciąganie kotów

kurzu spod szafki (ty Ylva wiesz skąd...A najwspanialsze jest to, ze pomimo tych wędrówek po mieszkaniu, kiedy zajdzie taka potrzeba kotki WRACAJĄ DO WYSTAWIONEJ KUWETY i sami wiecie co!!!!!!!!

Dodatkowe te małe głupolki zaraz na początku pokazały mi, gdzie mogą się wcisnąć i wszystkie niebezpieczne kąty zostały profilaktycznie zatarasowane
Acha!! Nie można zapomnieć o dzielnej Kotce Rezydentce czyli Misi. Wydaje mi się ze ona naprawdę się stara, zwłaszcza, że teraz koty są w salonie, który jest królestwem Misi. No cóż..... zdarza jej się warczeć i syczeć na nie ale wydaje mi się , ze jest to takie bardziej pro forma niżeli groźne. W każdym razie jest ich b. ciekawa ale jeszcze się boi. Generalna zasada jest taka, że wszystko jest w porządku, kiedy to ONA podejdzie do nich, zacznie ich obwąchiwać, ale kiedy jakiś mały sam się przypałęta za blisko, Misia panikuje i odskakuje lub w najgorszym razie zasyczy lub pacnie małego łapką. No właśnie....czy takie pacnięcia wróżą coś groźnego? Zauważyłam, że Misia nie wysuwa wtedy pazurów (bardzo, bardzo ostrych) i celuje raczej w czubek głowy niż w mordkę i większości przypadków macha łapka w powietrzu „udając”, że okłada go po głowie. Tak jakby uczyła ich respektu. Po czym zaraz ucieka spanikowana, jakby nie mogła znieść bliskości kotka za długo. Mam nadzieje, że jeszcze tydzień i już zupełnie się przyzwyczai do nich. Co o tym sądzicie? W każdym razie, gdy nie ma nikogo w domu, Misia jest zamykana w innej części mieszkania, bo w sumie nigdy nie wiadomo, co jej strzeli do głowy i lepiej nie zostawiać jej samej z kotkami....
Mam jeszcze jedno pytanie...zauważyłam, ze koteczki robią się coraz bardziej zapchlone tzn. na futerku jest coraz więcej gnid i wyglądają tak jakby miały łupież. Czy trzeba je jak najszybciej odpchlić? Możemy najwcześniej jechać do weterynarza, kiedy wróci TZ (samochód), czyli ok. środy. A może wystarczy kupić jakiś środek?
P.S. A zdjęcia już niedługo zamieszczę, obiecuje, ale w wyniku fatalnej pomyłki w konfiguracji aparatu są w b. małym formacie...
