Myślnik bo Przecinek

. Kiedy mąż zgodził się wreszcie na drugiego kota postawił warunki: młody najlepiej całkiem mały kocurek podobny do jego wychowanka Przecinka. Przecinka dzieciaki przyniosły pod okna moich rodziców(wtedy również i moje) wraz z dziewiątką innych maluchów żeby się pobawić. Pozabierały różnym kocicom ich dzieci i przywlokły w kartonie na trawnik pod naszym blokiem. Najpierw ostro je zjechałam, a potem trzeba było coś z maluchami zrobić. Niewiele wiedziałam o takich niespełna dwumiesięcznych maleństwach więc zmajstrowałam im styropianową budkę i 5-6 razy dziennie biegałam do nich z zagrzanym "na łokieć" mlekiem i chrupkami whiskasa juniora, które rozmaczałam w tym mleku. W ciągu tygodnia liczba kociąt zmalała do dwóch(jeden wyszedł na ulicę i auta go wykończyły, jeden po prostu umarł, sześć najprawdopodobniej zabrali ludzie do domów bo wszystkie były ślicznymi pinngwinkami) i te ostatnie darły się przeraźliwie, a mnie serce podchodziło do gardła, ale rodzice nie zgadzali się na żadnego kota. Więc w z płaczem w głosie zadzwoniłam do mojego wówczas narzeczonego, który przeprowadził się akurat na podgdyńską wieś stricte rybacką i poprosiłam żeby je zabrał i choć w ogródku odchował. Mąż będąc na etapie powaznego zakochania

nie mógł odmówić i zabrał maluszki do swojego pokoju odgrywając super mamę. To były Przecinek i Kluska. Kiedy podrosły znaleźliśmy Klusce dom (niestety dom okazał się skrajnie nieodpowiedzialny i Kluska najprawdopodobniej zginęła), a Przecinek został u teściów, uwielbiany przez męża i jego rodzinę. I wciąż tam jest tylko my po ślubie wyprowadziliśmy się z powrotem do Gdyni. Po tym jak już odetchnęłam, że nic nie miauczy mi pod oknem następnego dnia usłyszałam znajome piski. To wróciła od kogoś kociczka-moja Mruczka. Wzięłam ją na ręce i już nie puściłam. Nie ma jej już ze mną

, ale to wciąż moja najcudowniejsza kocia łachudra.
Dość wspomnień. Błądząc po Kociarni natknęłam się na zdjęcie Gutka-Myślnika i tryumfująco pokazałam mężowi, który myślał, że kopii Przecinka nie będę w stanie znaleźć

. Myślnik dostał nowe imię bo Gutek średnio nam się podobało, bo jest długi i chudy, bo ma naturę myśliciela(na razie na to wygląda) i ponieważ nie dublujemy kocich imion wychodząc z założenia, że każdy kot to indywidualność nie znosząca powtórzeń i porównań. Właśnie został uznany za zło konieczne tzn. koty natknęły się na siebie, obwąchały i bez plucia rozeszły w swoje strony. Myślnik chyba trochę awansował bo nabroił tak jak Ruda Maupa. Pod nieobecność Ciotki na oknie poszedł poleżeć na jej dyżurnej aksamitnej poduszce, a złażąc z okna wpadł na dużą piłkę z uszami(taką do podskakiwania na niej) i tak się wystraszył, że wbił w nią pazury. Piłka wystrzeliła i pofrunęła zakosami po pokoju

. Myślnik popatrzył zdziwiony na to zjawisko po czym ze stoickim spokojem wyniósł się za kanapę udając, że co złe to nie on. Mój mąż jest nim zachwycony. Dzieci też-moja starsza córka ucieszyła się jak gwizdek, że ma tyle gumowych skrawków do pocięcia. A ja? Ja z przyjemnością patrzę na oba kociska i ich podchody względem siebie i bez żadnych ograniczeń wygłaskuję każde, które przychodzi po pieszczoty...