Hana pisze:Czy zapadły dziś owe decyzje, o których wspominałaś?
Niestety tak
Wczoraj na rozmowie u ks. Rektora była redaktor Maryla Weiss - ksiądz kategprycznie stwierdził, że klasztor nie przyjmie kotów. Mamy coś z nimi zrobić, najlepiej znaleźć im nowe domy. Nie pomogły argumenty że:
- koty urodziły sie i wychowały w klasztorze, a dokładnie pod schodami domu, w którym mieszkał śp ks. Twardowski (spały w domu, niektóre nawet w pokoiku księdza, były regularnie karmione, niektóre nawet wykastrowane)
- zostały zabrane tylko do kastracji/sterylizacji, co było nasza dobrą wolą i wynikało z chęci pomocy
- koty są płochliwe i słabo zsocjalizowane z człowiekiem a przez to mało adopcyjne
- są potrzebne na tak dużym terenie jako naturalna ochrona przed myszami i szczurami, są łowne i mało kłopotliwe (po stosownych zabiegach), a jeśli ich zabraknie to teren zajmą nowe koty z zewnątrz.
Argument, że kotom należy się opieka w imię miłości chcrześcijańskiej i przez pamięć zmarłego księdza rownież nie znalazł nijakiego zrozumienia.
Po prostu cała grupa ludzi, którzy chcieli pomóc została zwyczajnie oszukana.
Byłam wczoraj w lecznicy, koty siedzą w oddzielnych klatkach, ale w jednym pomieszczeniu, są po prostu przerażone, ale spokojne, piją i jedzą. Koteczka jest naprawdę przepiękna, cała czarna z pędzelkiem białego futerka pod brodą. Ma zielone oczy. Dała się wczoraj dotknąć. Nie wiem co dalej... W lecznicy kończy sie sucha karma - jest natomiast zapas puszek. Telefon do p. Barbary jest już nieaktualny, poproszę pini1 żeby go usunęła.