Prakseda pisze:Kotka przebywała w Twojej firmie już od dłuższego czasu. Jeżeli nawet przychodziły tam jakieś inne koty i jadły z jednej miski, to i tak już po sprawie, mogły się zarazić. Dlatego nie wydaje mi się aby ona była takim zagrożeniem dla środowiska. Pod Twoją opieką może jeszcze długo i spokojnie żyć.
Oczywiście lepszy byłby dom, bez kotów, ew. z tym samym wirusem.
Zgadzam się. Jest tylko jedno zasadnicze "ALE" - Kotka jest bardzo chora, kaszle neimożebnie, ma stan zapalny i nie odpowiada na leczenie od tylu dni. Nie można jej w takim stanie wypuścić. A w firmie = na podwórku. Pod moją firma była jakieś 3 tygodnie do momentu złapania i transportu do Koterii. Jak ją wypuszczę to nie mam gwarancji jak to dalej sie potoczy. Z miski, w której karmiłam jadła tylko ona, bo tylką ją dokarmiałam. Inne koty nie przychodziły (poza jednodniowym incydentem z Nowym, co go już nie ma - jadł z innej miseczki na szczęscie). I tez jestem zdania, że gdybanie jest zasadne, bo Pani z Koterii dała mi do zrozumienia, że jeśli testy będą dodatnie to kot musi wylądować w domu, albo... Dlatego tak się zdenerwowałam tym nagłym zwrotem sytuacji. Panie w Koterii pomogły mi i tak długo trzymały ja na leczeniu, wiedząc, że nie mam jej dokąd zabrać

Boże Ty mój, może jakies DT by się znalazł do momentu opanowania choroby? ... choć Panie powiedziały, że nie wiadomo czym już ja leczyć, bo reakcja jest zerowa nawet po całkowitej zmianie lekarstw. I TO WYDAJE SIĘ BYĆ NAJWIĘKSZYM PROBLEMEM.
Ja już mam dość, strasznie sie załamałam. Nie mam co z nią zrobić... Nawet na jedna noc.
Zapytałam czy może w klatce mogłaby być w pracy, ale wiedziałam, że nie. No i nie.