Odeszła w nocy:-((((( Odeszła cichutko, spokojnie - ze szczęśliwym wyrazem pysia tam, gdzie jest już ze swoim poprzednim - "prawdziwym" opiekunem, za którym chyba bardzo tęskniła. Tęskniła za spokojem, który miała i jest jego jedynym kotem, tak jak chciała. Tak chcę wierzyć.
Wczoraj wieczorem, tak jak pisałam, była wyjątkowo jak na swoje mizerne samopoczucie ożywiona.
Dziś rano, rozglądamy się za nią (bo zawsze była na "widocznym miejscu") nigdzie jej nie widzę. Szukając jej zajrzałam i do kociego spanka - takiej budki z gąbki pokrytej materiałem, w której leżą pluszowe zabawki. Budka nie była przez koty używana, pluszakami też już się Maurycy nie bawił, ot stała sobie pod drapakiem.
Lizunia leżała, z tył, mocno przytulona do pluszowego misia, pierwszy raz tam weszła. Ciężko mi się pisze, bo łzy same mi płyną rozmazując obraz...

(((((