Napisałam wczoraj długiego posta i mi go pożarło. Wkurzyłam się i poszłam spać

.Właśnie wyszła pani weterynarz;
Potwierdza moje spostrzeżenie, że kot wygląda lepiej ( choć nadal nie je).Żrący żel wyżarł pół łap

, widok makabryczny ( robił ktoś zawijane zrazy wołowe?

), ale odsłania się żywa tkanka i to ponoć dobrze W każdym razie pani weterynarz się to podobało

i już nie namawia mnie na odcięcie łapy, choć stuprocentowej pewności, że łapa uratowana, to jeszcze nie ma.
Znów zalożyliśmy żel, jeszcze jutro mam powtórzyć. O ile wcześniej kot leżał spokojnie przy pielęgnacji łapek, to dzisiaj szalał. Widocznie bardzo go bolą
W pyszczku nie ma nadżerek-poprosiłam o sprawdzenie, bo kot szaleje przy próbie karmienia. Dziś znów się nie udało podac convalescenta, ale wczoraj zmiksowałam trochę czarodziejskiej karmy od Rustie i troche zjadł. Pluje nią znacznie mniej niż convalescentem. Zaraz idę robić koleją zupę-krem.
Rozważaliśmy nakladanie "sztucznej skóry", ale ponieważ w grudniu tymczasowa Pchełka miała to nakładane na uszkodzoną łapkę, odmówiłam. To ładnie działa, ale się dosyć mocno przykleja do ciała i trzeba mocno odrywać przy zmianie opatrunku, a on szaleje przy samym dotyku rany. Więc wrócimy do rivanolu