Dziewczyny, napiszę już po raz ostatni, bo wątek jest kotów, a nie mój i moich "problemów". Bardzo zależy mi na dobrym domu dla każdego kota w schronisku. Najchętniej kazdego z nich oddawałabym do domów kochających, wyrozumiałych itd. Nie zawsze jest taka możliwość. Ostatnio nazbierało się kilka wydarzeń, które sprawiły, że poprostu już nie potrafiłam wymyśleć lepszego rozwiązania niż to, ze nie będę brac udziału w wyborze domów dla kotów. W schronisku są setki innych rzeczy do robienia i ja je będę robić na pewno.
Wspomniałam o Johanie, Omarze i Lili.
Johanna - ja tej kotki w ogóle nie kojarzyłam jak byłam w schronisku w dzień jej adopcji. Zabrał ją dobry człowiek, ale do warunków, które nie odpowiadały osobom zajmującym się kotom. Nagle pojawiły się głosy o odebraniu kota temu Panu, o tym, ze jest dom tymczasowy. Kotka siedziała w schronie i DT nie było. Poczułam się winna, ze wydałam kota do złych warunków.
Omar - dodatni test FIV i kot nie jedzie na DT. Normalne, są inne koty, trzeba je chronić. A potem maile o wylewaniu łez i o tym, ze gdyby było wiadomo, ze Omar zostanie uśpiony, to by został zabrany. A czego się można było spodziewać? Że kot będzie czekał spokojnie na dom w schronisku? Ze będzie pielęgnowany jak tego wymaga? Schronisko, to nie miejsce spokoju i ukojenia dla kotów. To nie miejsce, gdzie można stworzyć warunki dla kotów zakaźnie chorych. To jest miejsce, gdzie priorytetem będą przepisy epizootyczne i tu nie ma zmiłuj. To że opisuje się ogólnie schronisko w tym wątku raczej jako miejce dobre i nadaje się watkowi optymistyczny ton, to rzeczywistośc jest jaka jest, a nasze opisywanie i działanie "optymistyczne" ma na celu zachęcenie do adopcji z tego miejsca i wychwytywanie pozytywów.
Lili - adopcja prze fufu wzbudziła sprzeciw Ani. Aniu ja doskonale rozumiem o co Ci chodziło. Kazde słowo rozumiem. Absolutnie nie zarzucam Ci, ze Twoje słowa mogły by być choc cieniem pretensji do mnie. Gdyby była choć wzmianka o tym, ze jest szansa na dom dla Lili, to kotka potraktowana byłaby przeze mnie jako zarezerwowana. Jednak w momencie podjęcia decyzji przez fufu i jej rodzinę o adopcji koteczki, było dla mnie oczywiste, że od tego momentu Lili jest ich kotem i nie oddadzą jej nikomu. Jak Lili była już na rękach po decyzji o adopcji, przyszli ludzie do schroniska specjalnie po Lili. Prosili dziewczyny, zeby im ją oddali, nie chcieli oglądac innych kotów. Dziewczyny odmówiły, bo od tego momentu Lili, to jest już ich kot. Jak miałyby oddać swojego kota? Czy ktoś z nas oddałby swojego kota?
Ogólnie nie chcę się czuć winna, że kot trafia do nieodpowiedniego domu. Nie potrafię rozmawiać z ludźmi tak jak inni wolontariusze. Nie potrafie odmawiać. Nie chcę czuć się obciązona tym, ze kot trafia nie do takich warunków jakie sobie dla niego wymarzyliśmy. Chętnie będe rozmawiać telefonicznie czy mailowo z osobami zainteresowanymi kotami, do których kontakt ogłoszeniowy jest na mnie. Mogę udzielac informacji na temat kotów, które opisuję. Będę jeździć do schroniska, robić zdjęcia, opisy, zajmowac się kotami. Oprócz kotów schroniskowych mam zawsze do adopcji koty w lecznicy - o nich decyduję sama. Oprócz tego odbieram codziennie kilaknaście telefonów od osób, które informują mnie o jakiś dolegliwościach swoich kotów i kilkanascie PW z prośbą o zajrzenie do watku i poradę. Więszość osób uważa za oczywiste, że ja mam mu w tej chwili pomóc, odpowiedzieć i poradzić. W każdym towarzystwie, każdy ma do mnie jakies pytanie o zwierze. Ja już naprawdę nie wyrabiam. Tez chciałabym czasem pogadać o pierdołach, albo być na urlopie i nie odbierac telefonów o biegunkach
Wydaje mi się najlepszym rozwiązaniem zrezygnowanie z czegoś. Ponieważ decydowanie o wydawaniu do takiego a nie innego domu kota ze schroniska i wszystkie potem perypetie z tym związane kosztują mnie bardzo wiele emocji, postanowiłam zrezygnować z tego. Trochę dla samej siebie, trochę dla kotów.
A teraz skupmy się juz na adoptusiach z łódzkiego schroniska. Opisy już poszły na stronę schronu - można się z nimi zapoznać i przygotowac na jutro
