A moje poczucie humoru ostatnio mi szwankuje z różnych powodów. Np. niedawno przyuważyłam okoconą z 7 małymi. Nie są już takie małe, nawet ktoś im przyniósł wyściełane pudełko ze zdejmowaną górą i mogłam pooglądać. Jak na mój gust to chyba 3 tyg. mają. Wszystko pięknie, ale kotka ruszyła za mną.. Jak się okazało dalej nie tyle za mną co do swojego domu

Mieszka sobie w domku jednorodzinnym za naszymi blokami, więc nei czekają wróciłam po pudło i zaniosłam właścicielom, bo niby dlaczego ktoś obcy ma poświęcić uwagę skoro jest osoba odpowiedzialna. I wściekłam się !

Facet mnie wyzwał,żeby sobie "to"zabierała. Nikt mu nie udowodni,że to małe jego kocicy. Noszzzzzz..

Poszłam do urzędu, najpierw zapytać jak mogliby cokolwiek w tej sytuacji wyegzekwować. Znałam odp., ale zawsze można udac głupszą niż sie jest. Zresztą było mi to potrzebne żeby uzyskać konkretną pomysł, bo już sobie umyśliłam,że dadzą pieniądze na badanie czy koty nie mają białaczki to kuzynka je przechowa zanim znajdzie się dom. Byłam taka nieustępliwa,że ostatecznie wylądowałam u burmistrza. Ten zaczął swoją gładka mówkę (jak ja nie cierpię takiego pitolenia!), więc na nawet nie czekałam na koniec, a skoro wyszedł ze mną na korytarz to przekazałam mu cenne pudełko. Powiedziałam,że ja nie mam warunków na przechowanie tylu kotów, ale skoro w urzędzie jest tylu pracowników to niech biorą po jednym i się nimi zajmują. Zrobiłam dokładnie to co, większość urzędników w naszym kraju - przerzuciłam odpowiedzialność

Nie zdążyłam zejść na parter a babka z sekretariatu leci za mną i woła żebym się zatrzymała i wzięła koty, skoro twierdze,że miałby się nimi kto zająć, urząd pokryje koszty. Dostałam od razu zaliczkę
Jeśli chcą robić z ludzi idiotów, to niech za to tez biorą odpowiedzialność. Tak sie cudownie skalda,że burmistrz ma swój sekretariat na półpiętra, czyli taki otwarty i miałam spora widownie, co zapewne przyspieszyło jego decyzję
