Ech, no... Dziki Kotek Mara odwiedził pana doktora.
Oczywiście po wydłubaniu kotka z betów ostrzegłam lojalnie, że to dziki kotek.
Dziki Kotek na potwierdzenie moich słów zwinął się w precelek, wywalił brzucho i zaczął wydawać dźwięki służące Kotku za mruczenie
Przy okazji zademonstrowała również panu doktoru imponującego gluta
Na gluta kotek dostał antybiotyk, ale przy okazji udało się również zdiagnozować dźwięki wydawane przez kotka.
To rozwalona katarami i przerośnięta śluzówka tchawicy daje takie wrażenia dźwiękowe - jedyne w swoim rodzaju.
Dlatego nam w rentgenach nic nie wychodziło.
A Mara do tej pory u weta nie zaprezentowała pełni swoich możliwości, bo w stresie potrafi oddychać normalnie, cichutko.
Najwyraźniej wycieczki do weta przestały ją stresować, bo nawet przy osłuchiwaniu rzęziła jak pół chlewni
No i dotąd było względnie zabawnie.
Mniej zabawnie się zrobiło, bo Mara postanowiła również zaprezentować panu doktoru swoje napady
trząchawki, co pan doktor zdiagnozował po prostu jako problem ze złapaniem oddechu tą rozwaloną tchawicą
To już nie jest śmieszne, bo nie bardzo można coś z tym zrobić - leki rozkurczające oskrzela nie zadziałają na mechaniczną blokadę tchawicy
I tyle to już wiemy, bo za pierwszym razem jak to zrobiła, to leciałam na sygnale, bo byłam przekonana, że zalałam kotka - dostała wtedy "zestaw na zalanie", m.in. z teofiliną, który nie pomógł nic

Tyle że ja się uspokoiłam trochę.
No i tyle. Nie jest fajnie, bo ona w domu potrafi mieć dość długo te napady, a każdy taki napad oznacza niedotlenienie organizmu.
Bezpośrednie uduszenie raczej jej nie grozi, ale jak to działa na nerki, wątrobę i przede wszystkim układ nerwowy, to nawet wolę sobie nie wyobrażać
Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to regularne stresowanie kotka.
Mara na adrenalinie oddycha znacznie lepiej niż na luzie
