I po wizycie.
Dziąsła niby trochę lepiej, z bordowofioletowych z krwistoczerwoną kreską są intensywnie czerwone, ale i tak nie jest to dobry stan, ale wetka kazała dać kotu spokój. Czyli juz obeszło się bez antybiotyku i sterydu. Dopóki Mika je i jej pyszczek nie boli (a sprawdzała i nie boli) to zostawiamy sprawę. Mam obserwować - jak przestanie jeść, będzie odczuwać ból i będzie jej śmierdzieć z paszczęki tak, ze nie będę mogła oddychać to wtedy mam przyjechać i będziemy działac dalej.
Najważniejsza informacja to ta, ze oba uszka są idealnie czyste, zdrowe, suche i bardzo piękne w środku!

nawet samistnie się rozpuściło coś co się jakoś tam nazywa (zapomniałam) a co mogło być i by nie przeszkadzało. Uszka są u MIki baaardzo ważne więc to panią doktor bardzo ucieszyło.
Mikunia była dzisiaj mega wkurzona, w sumie nawet nie wiem dlaczego, ale nawet pani doktor to zauważyła - żrenice szerokie na maksa , uszy płasko położone na łebku i skulona do skoku. Nie przeszkodziło to zbadać brzuszka (miękki, ok) oraz węzłó wszelkich chłonnych - są troszkę powiększone adekwatnie do stanu w pysiu.
Generalnie jeśli będzie tak jak jest teraz to mam dać kotu spokój i przychodzić na wizyty kontrolne raz na 2-3 miesiące. Ucho trzeba kontrolować także wtedy gdy nic się nie dzieje - to już taki "kot szczególnej troski". Więc jeśli będzie ok (na co liczę) to następna wizyta w lutym - wtedy skontrolujemy krew i biochemię, żeby zobaczyć, jak organizm poradził sobie z narkozą do badań, narokozą do operacji (długiej i trudnej) z kilkoma sterydami i kuracją przeciwgrzybiczą. Powiedziałam, że wtedy też powtórzymy testy jeśli wetka uzna to za potrzebne to nic nie odpowiedziała, ze trzeba (a jeszcze tydzień temu mówiła i uprzedzała mnie o testach).
Grzybek nad oczkiem poszedł sobie, już odrasta futerko, ale jest jeszcze delikatna zmiana na uszku - dopiero ją dzisiaj zauważyłam i trochę świeci, ale nie wiem czy to trochę to przed rozwinięciem czy już w trakcie odwrotu grzyba. W kazdym razie kurację mam kontynuować.
