Ja bym się chciała wypowiedzieć na temat wpływu żywienia na kocie zdrowie

Ja mam wyjątkowego pecha do kociego zdrowia - pierwsza kotka umarła na raka narządów rodnych i ropomacicze ( to były lata 90, sterylizacja wtedy nie była popularna, kotka dostawała leki a internetu też nie było, żeby się dowiedzie, że to zło). Kotka dostawała mięso i dojadała "na mieście". Żyła 8 lat.
Potem Guzik - 7 lat. W tym połowa na ścisłym barfie a połowa na flircie - suchy Orijen i suplementowane mięso. Umarł z powodu niewydolności krążenia - genetyczna kardiomiopatia z której wywiązała się paskudna zakrzepica i niewydolność nerek.
Felek - 3 lata. Całe życie na BARFIE. Kot z SUK, zaleczonym. Niestety coś tak miał pochrzanione po kastracji i całe życie zachowywał się jak terytorialny, niekastrowany kot w dodatku walnięty. Całe życie na antydepresantach. Tak dręczył Guzika, że musieliśmy znaleźć mu nowy dom. W nowym domu był jedynakiem, rozpieszczonym, miał własne "pokoje" i zamkniętą wolierę na dworze do balkonowania. W napadzie szału wyrwał się właścicielom, uciekł i wdał się w bójkę z obcym kotem zakończoną śmiercią obydwóch.
Z kolei kotka sąsiadów - persiczka, 15 lat, bo przejściach ( trzy razy zmieniała dom). Je wyłącznie suche. I ma się świetnie.
Czy można z tego wyciągnąć jakieś wnioski? Nie. Żaden z moich kotów nie dożył starości. I żadna z przypadłości nie była związana z jedzeniem. Ale przecież nie o to chodzi.
Przecież niektórzy ludzie dają swoim dzieciom słodzone serki, czekoladę, colę - bo dziecko lubi. A niektórzy wybierają im ekologiczne marchewki, gotują zupki, dają do picia tylko wodę zamiast soczków... Bo to przecież nie o to chodzi że dziecku zaszkodzi - ale MOŻE zaszkodzić. Ja jem śmiecie i mam nadwagę, ale to jest mój wybór. Dzieci i zwierzęta nie mają takiego wyboru - jedzą co im damy. Kiepsko bym się czuła dając zależnej ode mnie istocie śmieciowe fastfoody z własnej wygody albo co gorsza - z oszczędności. Jestem przecież za nie odpowiedzialna!