Wczoraj łapałam dziecko Grzywki, bez skutku. Panna jest megabojaźliwa i ostrożna. Jedno z czego mogę się cieszyć, to to, że przy łapaniu Grenny załapała się i Alma (to dwie wzięte przez Kotikę córki Grzywki). Tak więc teraz mam jedną koteczkę do wyłapania, a nie trzy Chyba nazwę ją Alga, kawałek od Almy i od Grenny, w końcu jest ich siostrą. Eh, jak łapałyśmy Grennę, to kociaki nie były jeszcze tak sprytne jak teraz. Od godz. 15.30 proszę o mocne kciuki i czary. Będę znów próbować
Nie piszę, bo czasu mam ostatnio strasznie mało. Nawał pracy, a potem prawie codziennie tkwię pod rurą, polując na małą kocią wstręciuchę , która nie chce wejść do klatki. Inne włażą, nawet jej dziki braciszek, nie wspominając o Ogonku, czy nowym czarnym kociastym. A ona tylko kręci się obok, czasem coś skubnie albo próbuje wyciągnąć łapką. Dzisiaj znów próbuję, asortyment mam szeroki, od puszek, przez ryby (świeże i wędzone), do serduszek, wątróbki i nerek.
Jestem mocno zdeterminowana, codziennie tkwię pod rurą (za wyjątkiem czwartków), nawet się w jakiś sposób do tego przyzwyczaiłam Tylko jest jeden szkopuł, darmowe sterylki kończą się - czasu zostało niewiele. Dzisiaj kupuję walerianę.
Dalej brak efektów. A na dowód, że działam - moje wątpliwe osiągnięcia, czyli złapanie do klatki tych, na których wcale nie poluję
Czarna uważa, że klatka to fajna stołówka, przynajmniej nikt jej niczego nie podbiera, weszła do klatki pierwsza, wylizała całą podłogę i wyjadła wszystko z misek.
To braciszek łapanej maupy w pełnej krasie.
A tu posila się w klateczce.
Białaski też nie boją się klatki, jedna z ochotą sprawdziła, jak smakuje popołudniowy lunch.
Jestem przekonana, że stoczniowce podrurowce uważają mnie za kompletną wariatkę. Bo przyjeżdżam każdego popołudnie i karmię je w klatce. One prawie stoją w kolejce, żeby się najeść. Wczoraj pierwszy był/była czarny/czarna, potem Ogonek, potem braciszek, potem znów Ogonek (bo uzupełniłam wyjedzoną karmę), potem biała, potem …. Tylko córka Grzywki nie chciała wejść do środka. Ale inne najadły się do syta i to kilka razy .A ja tak zmarzłam, że czucie w stopach odzyskałam dopiero w ciepłej kąpieli.