Wczoraj z Gosiar pojechałyśmy na miejsce z klatką-łapką. Przy pierwszej altance kotów było sporo, przybiegły na nasz widok, kręciły się, wierciły, ewidentnie były bardzo głodne. Aczkolwiek mało który był chudy
Najpierw wyczaiłam piękną, jasnowłosą i niebieskooką koteczkę w typie syjama oraz małe bure kociątko, które złapane za mysi ogonek raz po raz zaczęło wbijać swoje zębiszcza w moją kurtkę. Poprostu cudeńko. Na moje oko 5-6 tygodni. Zdrowe. Czeka u Gosi na nowy dom.
Nastawiłyśmy się na kocury bo mialyśmy możliwość ciachnięcia ich "od ręki".
Stanęłam sobie między kociskami i zaczęłam przygotowywać klatkę-łapkę. Zanim zdążyłam zrobić "ścieżkę" z kurczakowej piersi - biało-bury kocurek czekał w klatce do odjazdu
Poszłyśmy pod inną altankę, do miejscówki drugiego stada. Kotów było jeszcze więcej. Wyglądalo to masakrycznie. Wśród kilkunastu ogonów przechadzał się olbrzymi, czekoladowy kocur colour-point z niebieskimi oczami. Wyznaczylam go sobie jako cel. Niestety kot jak na złość do klatki raczył za kazdym razem wejść tylko przednimi łapkami, więc dlatego postanowilam mu pomoc i go do niej poprostu wepchnęłam. Nie wspomnę tu o tym, że aby go złapać musiałam co chwila wyciągać z klatki-łapki inne koty, które chciały się złapać...
No i skończyły nam się transporterki. Wróciłyśmy, "kastrnęłyśmy" co trzeba i teraz te dwie dorosłe paskudy (Dzidek i Dzidek II

)siedzą u mnie w domu w klatce wystawowej i zastanawiamy się co z nimi zrobic. Bury Dzidek jest strasznie zestresowany, nie chce jeść (mimo feliwaya) ale nie syczy, nie drapie, daje się głaskać, brać na ręce. Dzidek II z kolei jest przepiękny ale za to strasznie nerwowy i agresywny... Szkoda mi ich wypuszczać a i z drugiej strony nie chcę żeby przechodzily jakieś katusze u mnie z powodu stresu...

Tym bardziej, że na ich oswajanie poprostu nie mam czasu.
Może ktoś by się tego podjął? Jeśli się nie uda ich oswoić i znależć im domu - poprostu wrócą na działki!!!
Dzisiaj również pojawiłyśmy się na działkach. Koty były najedzone tak więc nie wiele mogłyśmy zobaczyć. Złapała się czarna kotka - chyba w ciąży, i chyba trochę chora... ;( Siakoś tak nie wygląda zbyt wyraźnie

No i złapały się dwie czarno-białe koteczki (które później wypuściłyśmy) i buro-bialy kot-reproduktor
Akcja była taka, że gdy czekałyśmy na to żeby coś się złapało - przyszli ludzie i naskoczyli na nas co my tu wogóle chcemy itd. Nie mogli zrozumieć, że chcemy dobrze, że chcemy poprostu pomóc. Oni też zajmowali się kastracją tych kotów - w ciągu ostatniego półrocza "załatwili" ok. 10 kotek... Na początku było nieprzyjemnie, wręcz bardzo nieprzyjemnie. Pioruny błyskały, wióry leciały i sypało się pierze. Po dobrych 10 minutach ostrej dyskusji - ludzie wreszcie doszli do wniosku, że dobrze byłoby zacząc współpracować i pomóc sobie nawzajem w tej akcji.
Okazało się, ze złapane przez nas czarno-białe koteczki są już "po" - będąc pewne, ze dzialamy same - nie spojrzałyśmy na uszy
Dowiedziałyśmy się również, kto jest zrobiony a kto jeszcze nie. Ustaliliśmy wspólnie jak zmodernizujemy jeden z domków, by przygotować go do zimy. Generalnie chyba wyszło dobrze
Jutro łapiemy kolejne koty. Problem jest tylko takiego rodzaju, że nie wszystkie koty są dzikie. Mnóstwo jest też kociąt i podrostków.
Czy ktoś mógłby pomóc nam w postaci tymczasów???
Czy ktoś chciałby spróbować oswoić któregoś kota? (to są półdzikie koty więc myślę, że łatwo pójdzie) Rysyka nie ma, bo jak się nie uda, to zawsze może na działkę wrócić.
Generalnie jeśli chodzi o te dzialki - są idealne do zamieszkania przez dzikie koty. Otoczone są wokół fosą pełną wody, do ulicy jest bardzo spory kawałek, ludzi nie ma (są bezdomni którzy dodatkowo dokarmiają koty), psów nie ma. Problemem jest tylko to, ze podobno na ten teren czai się jakiś inwestor i boimy się, ze wkońcu stanie się tak, jak w większości takich miejsc, że poprostu koty stracą swoje "przytulisko".
Dlatego co się da chciałybyśmy stamtąd zabrać.
HELP! HELP! HELP!