Ale.
Zadzwoniła do mnie p. Iza, która karmi koty w mojej okolicy, to ona wzięła Łapka - kociaka z uszkodzoną łapą, którego dla niej łapałam a dr Żurańska leczyła.
P. Iza zauważyła chorego, trzęsącego się kota pod samochodem obok swojego bloku. Najpierw zadzwoniła z prośbą, żeby łapać. Potem drugi telefon - kot już jest u sąsiadki, okazało się, że nie może uciekać, bo ma coś z obiema przednimi łapami. Pewnie połamane, może po wypadku. Trzęsie się (szok?), nie chce jeść ani pić. Dzikus, ale nie może się bronić.
Po pracy muszę go odebrać, już umówiłam się z gallą, która mi pomoże i wesprze, ale nie mamy co z nim zrobić. "Nasi" weci wyjechali na konferencję, nie będzie sie komu zająć kotem w lecznicy. Nawet nie wiadomo czy będzie mógł zostać w szpitaliku (raczej nie), a dr Żurańska w ten weekend nie dyżuruje.
Co robić? Do której lecznicy zawieźć? Gdzie się nim zajmie kompetentny wet? Gdzie nie zedrą kasy za bezdomniaka po wypadku?....
Może macie jakieś pomysły

Dziś miała być kolacja przy świecach w celu ratowania związku...