Jestem smutna, zła, kilka rzeczy mnie niepokoi.
1. Kotka W OGÓLE nie chodzi. Wprawdzie drugą tylną łapę ma zdrową, ale jest tak owinięta bandażami, że ma unieruchomioną miednicę. Tylko kręci się z boku na bok (a to i tak b. rzadko). Już tydzień mija gdy nawet nie stanęła. Wiem że to dla kota musi być horror.
2. Miewa ataki szału, podobne do tego który opisałam. Rzuca się z całej siły, głośno krzyczy, po prostu straszne!

3. Ani razu jeszcze nie zrobiła kupy, mimo że od dwóch dni ma podawaną parafinę. Siusiu robi też b. rzadko (raz na dobę). Przez ostatnie dni je suchy Royal Canin niskokaloryczny i pije wodę.
4. Leki przeciwbólowe miała podawane tylko przez 4 dni po operacji, do tego czasu nie, ponieważ lekarz mówi że skutki długotrwałego podawania leków kotom są gorsze niż ból który odczuwa. Co o tym sądzicie?
5. Boję się ewentualnej amputacji. To duży i dość gruby kotek, zawsze miała spokojny charakter, była dość powolna. Sądzę że może mieć problemy bez tylnej łapy - jak wtedy wyglądają skoki np. na parapet? Jak wygląda robienie siusiu (kucanie)?
Czy macie jakieś rady, sugestie? Może ktoś z was miał kotka z podobnym urazem? Jeszcze minimum tydzień nie będzie się podnosić - to strasznie smutne. Zabawki, sznurki, myszki nie przyciągają jej uwagi. Kotka albo śpi albo leży z otwartymi oczami, co kilka godzin mając atak szału. Lekarz powiedział że to nawet nie z bólu, co ze stresu że jest unieruchomiona. Czy naprawdę tak szybko trzeba podjąć decyzję o amputacji - nie ma innych możliwości, innego ratunku? Jeśli jednak kość się ładnie zrośnie - jak to wygląda dalej, jak wygląda rehabilitacja i jak długo? Po jakim czasie zacznie chodzić?
Aha, tak na marginesie mam jeszcze pytanie - czy w porządku jest podnoszenie dużego, ciężkiego kota za skórę na karku? Weterynarz tak robi, a ja kiedyś czytałam że u dorosłych kotów jest to niebezpieczne, bo mają już swoją wagę, nie to co małe kociaki.