Co za szczęście

Udało nam się ją złapać, była wygłodzona i podeszła do mnie, a ja wodziłam jej miską z Whiskasem przed nosem. Płakała biedna, żeby jej dać, ale byłam nieugięta i zmusiłam, żeby weszła do koszyka wiklinowego po jedzenie i wtedy próbowałam ją wepchnąć i zamknąć kratkę. Jak zaczęła się wyrywać, złapałam ją za kark bardzo mocno, a mój mąż podbiegł i wepchnął ją do środka, a ja wtedy zamknęłam kratkę. Nie wiem jak to się stało, ale udało się

Teraz jak o tym pomyślę, to wydaje mi się, że mieliśmy co najmniej sześć rąk i zwinność pantery

Ach ta adrenalina... Dziękuję Wam za wszystkie rady, wsparcie i ciepłe słowa

Po 23 dniach z powrotem tworzymy zgrany komplet

Teraz tylko wizyta u weta i kwarantanna póki co, bo reszta towarzystwa jeszcze nie zaszczepiona...