» Wto cze 08, 2010 13:42
Re: Zaginął kocurek - uciekł z lecznicy Powstańców ODNALEZIONY
Ku przestrodze!!!!!!!!!!!!!!!!!
Nie chcę, ale muszę napisać tutaj, że szpital na Powst. Śląskich budzi mnóstwo moich obiekcji od dłuższego czasu (kiedyś była to lecznica, w której wykonywałam ok. 90% zabiegów wszelkich - obecnie ok. 5%):
- najpierw nagła śmierć kota Myszonoczka (akcja po śmierci opiekunki p. Aldony z działek na Bielanach) - wyszła mu leciutka mocznica i mała ilość Erytrocytów w badaniu krwi - leczony intensywnie przez 3 tygodnie w szpitalu z dostarczoną z Białobrzeskiej Erytropoetyną nagle zmarł w szpitalu.
- Synek - kociak wolnożyjący z Przy Agorze (urodzony przez domową kotkę Kasię, która 3 razy desantowała się z balkonu aż wylądowała w piwnicy - nie wysterylizowana do dzisiaj, bo nie ma nikogo chętnego do pomocy w odłowieniu na podbierak) - trafił do szpitala 10.04, kiedy podczas kastracji na Czechowa dr Lesiak stwierdził złamanie tylnej łapy. Pomimo pozostawienia przeze mnie w karcie kota informacji o tym, że kociak jest prosto z wolności, czyli nieprzewidywalny w reakcjach i nieufny, kociak uciekł 11.04 z klatki przy sprzątaniu kuwety: odławiany był na pętlę hyclowską. Po operacji gwoździowania łapy 11.04 doktor zalecił pozostanie kota w szpitalu do następnego dnia - przy przekładaniu go przez personel szpitala do transporterka kociak ponownie został zdemolowany i przekładny na pętli, skutkiem czego po kilku dniach pobytu u mnie (w klatce wystawowej) stwierdziłam, ze gwóźdź przebija skórę, co wymagało kolejnej narkozy w celu poprawienia naruszonego gwoździa. To musiało zdarzyć się w szpitalu przy akcji "pętla", ponieważ u mnie kot miał ograniczony ruch i nikt go nie ścigał. Nota bene - po 2 dniach pobytu u mnie kociak był już w pełni oswojony, tak, że kontrolne RTG robiłam bez usypiania go.
- Kajtek - kot, który trafił do dr Żak na cewnikowanie przy drugim zatkaniu cewki moczowej kamieniami. Kot miał załozony wenflon - dostał kroplówkę itd. , miał założony kołnierz. Po zabiegu dr zaleciła pozostawienie kota w szpitalu conajmniej do następnego dnia, kiedy będą wyniki moczu i krwi, a najlepiej na 3 dni - do czasu wyjęcia cewnika.
Lekarka dyżurna szpitala ODMÓWIŁA przyjęcia kota do szpitala, bo on jest trudny w obsłudze (ja zgłosiłam ten fakt) a ona musi dbać o ręce, bo przecież pracuje rękami i do szpitala przyjmuje tylko koty, które są łatwe w obsłudze. Wychodzi na to, że lecznica na Bemowie to zbiór kilku osobnych podmiotów, gdzie każdy robi co chce, ale niekoniecznie dla dobra pacjenta.
Dla mnie to KOSMOS, zwłaszcza, że klinika ma od kilku lat podpisywaną umowę z dzielnicą Bemowo w kontekście zabiegów kotów wolnożyjących czytaj: dzikich) - jak zatem szpital obsługuje te koty, skoro przyjmuje tylko te "współpracujące"?????????????????????????
A najważniejsze jest to, że klient nie ma z kim omówić tych nienormalności, bo nikt w lecznicy nie jest tym zainteresowany lub nie ma czasu !
Apropos ucieczek kotów z klatek - od kilku lat mówię w lecznicy o konieczności założenia siatek w oknach szpitala - i nadal okna są uchylone, a siatek brak.