Może coś jest na rzeczy.
Piszesz, że jak ją brałaś ze schroniska, to była b.miła, a potem się zamknęła w sobie.
Wydaje mi się, że mogło tak się zadziać, bo kicia nie rozumie (bo nie może rozumieć) tych medycznych zabiegów, którym jest poddawana.
U Ciebie miała mieć raj na ziemi, wiązała z Tobą ogromne nadzieje, miałaś być jej wybawicielką, a los tak się potoczył, że znowu kłucie, ból, otwarcie rany i kołnierz.
Może to spowodowało jej rezygnację.
Daj jej trochę czasu. Jak wyzdrowieje bedzie lepiej, bo nie bedzie wiązała Twojej osoby z bólem tylko z samymi przyjemnościami.
Sama nigdy nie miałam kota ze schroniska, ale psy i owszem.
Pamiętam, jak z moją śp. suńką, kilka dni po adopcji pojechałam na kontynuację leczenia do SGGW.
Jak weszliśmy do lecznicy moja sucz spuściła łepek i zaprowadziła mnie do szpitalika do klatki, z której ją zabrałam.
Ona chyba myślała, że ją oddaję i poszła potulnie na swoje miejsce
Myślałam, że mi serce peknie.
Trochę czasu minęło, zanim uwierzyła, że nasz dom jest jej domem i że jesteśmy jej rodzinę. Trochę walczyliśmy z jej demonami, ale potem, to był najwspanialszy i najbardziej kochany pies na świecie. I naprawdę wiele bym dala, żeby nadal była z nami.
Nie wiem jak to jest z kotami, ale z moich doświadczeń (3 psy) wynika, że pies po schronisku (długotrwały pobyt lub ciężki schron) wymaga ok. pół roku na dojście do siebie. Co nie znaczy, że przez całe 6 miesięcy jest źle, poprostu tyle mniej więcej, w wypadku moich zwierzaków, trwał proces "zdrowienia", dochodzenia do jakiegoś stanu stałego.
Życzę powodzenia i wytrwałości, bo naprawdę warto, bo zwierzaki po przejściach sa najwspanialsze i mają prawdziwą dusze.










