trzymam kciuki za szybkie oswojenie i odpowiadam na wcześniej zadane pytanie
Kocisław nie ma jeszcze roku, przyjmuję, że urodził się w sierpniu 2009.
Przyszedł do mnie na schody domu, wprost na ręce, rozmiałczana kuleczka. Ponieważ to było w dniu moich imienin, uznałam, że jest prezentem dla mnie przeznaczonym, no przecież. Oczywiście koci katar, pchły i biegunka. Ale razem daliśmy radę.
Jest wiernym towarzyszem, zawsze obok, odprowadza mnie do wyjścia, wita w progu, aportuje piłeczki, przynosi zabawki, którymi chce się bawić.
Do tego znakomicie komunikuje się z człowiekiem, wskazuje o co mu chodzi, i jest bezbłędny, to że prosi o otwarcie drzwi, to najmniej dziwne, ale kiedy zmieniam żwirek i kuweta schnie po umyciu, a On chce się załatwić, przybiega do mnie nawet jeżeli jestem w innym pomieszczeniu i mnie pospiesza, że chce siusiu, żebym szybko oddała kuwetę i wsypała żwirek.
Są miejsca, które go bardzo interesują, a gdzie sam nie może się dostać, więc kiedy chce wejść na górę, siada patrzy na mnie, miauknięcie i pokazuje do góry podsadź mnie tam. Kiedy się kąpię, siedzi na wannie, nie raz wpadł i się zmoczył, co go nie zniechęca, bo fascynuje go woda. Powinien mieć swoje akwarium.
Lubi być noszony na rękach bo jak był mały, miziałam go podczas noszenia albo po prostu nosiłam i robiłam jednocześnie różne rzeczy w domu, więc i teraz kiedy ma ochotę być noszony siada przede mną i miauczy weź mnie. Najlepsze jest to, że wybiera momenty tzw pustych przestojów, czyli np kiedy stoję przed lustrem i myję zęby, albo się maluję, to z jego perspektywy nie jestem zajęta i wtedy najgłośniej domaga się podnieś mnie. Kto umie myć zęby z kotem oparto-zawieszonym na ramieniu i klatce, kiedy przytula się do szyi i łaskocze, mruczy, wierci się i przegina. Wszystko to jest urocze, tylko kiedyś mieścił się na jednej ręce, teraz jest trochę większy i nieco cięższy. Muszę dbać o swoją kondycję oraz o jego linię
