Przedwczoraj, 31 marca, Franek pojechał do swojego nowego domu. Dał się poznać jako amator wędliny na kanapce, trochę sie chowa przed rezydentką, która go śledzi i fuczy na niego ( podobno sam odkrył, jakie fajne są szafy z przesuwnymi drzwiami

) i chyba generalnie nie jest źle, bo dziś wrócił do mnie kontenerek, ale bez kota
Franek jest kolejnym przykładem na to, że z kota który od dawna ( a może od zawsze) był bezdomny, da się zrobić domowego kanapowca. Nie z każdego oczywiście, ale warto próbować.
W miejscu, z którego jest Franek, oglądałam dzis półrocznego buro-białego podrostka, którego pewna rodzina planowała przygarnąc, ale w trakcie rozmów inny kot skradł ich serce (pomagają teraz w znalezieniu dla niego domu).
Kot nie ma źle, jest wesoły, czysty, okraglutki. I tak będzie do czasu, aż ktoś znów wyłoży trutkę. Na taką trutkę natknął się w zeszłym roku czarny podrostek, którego odwiozłam tam osobiści po kastracji. "Zawinił" tym, że nie był zbyt oswojony ( oswojonemu znalazłam dobry dom u moich sąsiadów-teraz chodzi na spacery z labradorem i panią), a w kolejce czekały kolejne koty do zabiegów i nie miałam miejsca, by go przechować i oswoić
