» Pt lut 19, 2010 15:18
Re: Po co podpisujecie umowę adopcyjną?? SENIORKU znajdę Cię..
Przeczytałam... Ja też rozumiem martwienie się o kota, o którym nie ma wieści, a z którym było się związanym...
Ale z drugiej strony - to nie była typowa adopcja, z DT. Każdy może wziąć wolnożyjącego kota... i nie jest to moim zdaniem kradzież, bo one do nikogo nie należą, a życie na tzw. wolności jest dla kotów bardzo niebezpieczne.
Ja zabrałam z działek dwie takie kotki... Owszem, najpierw zrobiłam wywiad, by być pewną, że nie maja właściciela. Nie miały nawet stałego karmiciela, w przeciwieństwie do wielu kotów "przypisanych" do określonej działki. Miałam nadzieję, że przynajmniej nikt nie będzie po nich płakał.
Na działkach zostało jeszcze stadko 7 kotów, mieszkających w tym samym rejonie, ale mających "swoich" opiekunów. To znaczy takich ludzi, którzy regularnie zaglądali na działki i je karmili. I lubili. Ale nie kastrowali, nie leczyli, nie myśleli o tym, by koty odpchlić. Koty miały niedobory kontaktu z człowiekiem, obcych bały się, ale po kilku miesiącach dokarmiania przybiegały nam na powitanie, nawet gdy nie były głodne.
Wkrótce po zabraniu "naszych" kotek, zima zaraz po Nowym Roku stado znikło. Nie wiadomo, co się stało. Wątpię, żeby ktoś je nagle wyłapał - wszystkie w ciągu tygodnia? One oswajały się tygodniami zanim do kogoś podeszły. Może zostały otrute, może stało się coś innego. W każdym razie ja "wyleczyłam" się z lojalności wobec karmicieli, którym nie można zabierać kotów. Uczucia ludzi są ważne, ale w takim wypadku dla mnie ważniejsze jest dobro kota. To on marznie zimą, bywa głodny i ginie (przeważnie) młodo. Zresztą gdyby ktoś zabrał przed nami "nasze" kotki i dał im dom, nie miałabym też najmniejszego żalu.
Życzę Ci, żebyś dowiedziała się, co z kotem. Ale jeśli okaże się, że ktoś dał mu dom (a nie np. sprzedał do rozmnażalni), dałabym mu spokój.
