"Wsia" a koty

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt maja 30, 2025 23:42 "Wsia" a koty

Przepraszam z góry za obraźliwy tytuł. Też jestem ze wsi i na wsi mieszkam, jednak pewna sprawa związana z mentalnością "wsiową", nie mylić z "wiejską", w mojej okolicy, mnie bulwersuje :twisted:
Otóż, na "wsi zapadłej", gdzie jest pięć domów, jeden pan "w trosce" dokarmia koty. Wystawił dozownik na karmę i wodę, ale tylko w sezonie, jak on jest. Zimą ma koty w d... Obiecał, że wszystkie, co do niego przychodzą, niczyje, wiejskie koty, wykastruje. I... nic nie zrobił.
Jak kotka przyniosła mu na posesję kocięta, miał je zabrać, ale sąsiad przez miedzę zrobił awanturę, że to jego i koty zostały. Minęła zima, pan numer jeden znów wrócił na daczę i karmi koty. Te kocięta, których wtedy nie zabrał, okazały się kotkami. W ciąży przyszły do niego się kocić - bo znów mają stałą karmę i czują się bezpieczne. Godzinę po okoceniu się jednej kotki u pierwszego pana w garażu, przychodzi sąsiad z awanturą i zabiera kotkę z małymi bo to jego! Potem koci się kolejna kotka, dwie kolejne czekają i szukają miejsca. Masakra jakaś ! Mam nieprzyjemność pracować u pierwszego z panów, tego od karmy. Mówię, znajdę dom, wydam kocięta, on się nie zgadza, mówi, że odchowa, potem ulega sąsiadowi i je oddaje.
Jeden koty karmi, drugi bezsensownie mnoży. Za rok będzie tam stado kotów!
Sąsiad, ten, co niby są to jego koty, o nie nie dba. Nie karmi (bo po co, jak sąsiad karmi), weterynarza nie widziały, mają kleszcze i jeszcze nie wiadomo co. Jak znalazłam jednaj kotce dom i powiedziałam, że ją zabiorę, mój szef - ten, co karmi, zabronił ją wziąć, bo "on ją przygarnie". Prawie wszystkie koty ze wsi siedzą głównie na jego posesji. Ręce mi opadły, kotkę wzięłam, bo znalazłam jej dom. Wbrew zakazowi szefa.
To jest jakaś masakra. Mogę po kryjomu szukać domów dla kolejnych kotów i "brać je z partyzanta" i wywozić, ale obawiam się, że przyrost naturalny będzie większy niż popyt na kociaki. Szkoda mi tych zwierzaków, są zwykłymi zakładnikami pomiędzy dwoma panami w sporze "moje-twoje".

szczurbobik

 
Posty: 79
Od: Pon maja 27, 2013 20:29

Post » Sob maja 31, 2025 0:22 Re: "Wsia" a koty

Na pewno kociaków będzie więcej niż możliwości adopcyjnych. Trzeba kastrować, nie ma innego sposobu na opanowanie sytuacji.
Próbuj rozmawiać. Opowiedz o Violetcie Villas, pokaż filmiki z miejsc, gdzie są całe stada kotów, których karmienie kosztuje majątek. Ile tam jest teraz kotów, ile kotek? Wylicz, jaka ilość kotów będzie na 5 czy 10 lat, jeśli każdakocica urodzi 3 razy w roku. Pokaż miejsca, gdzie żyja szczęsliwe, kastrowane koty, np. takie





Przekonywanie nie jest łatwe, ale może się udać.
Nasz wątek:
viewtopic.php?f=46&t=220448
Wątek kotów Joli Dworcowej:
viewtopic.php?f=1&t=191624
Kącik Muzyczny
viewtopic.php?f=8&t=190784
Zjawiska niewytłumaczalne, opowieści o duchach i nie tylko
viewtopic.php?f=8&t=194190

jolabuk5

 
Posty: 68606
Od: Nie paź 16, 2005 14:56
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob maja 31, 2025 0:45 Re: "Wsia" a koty

Sęk w tym, że panowie to są przysłowiowe "zakute łby". Szefa nic nie kosztuje karmienie kotów bo obraca milionami pln, tyle, że nie pamięta co zaczął i o takim karmieniu trzeba mu przypomnieć. Sąsiad z kolei jest typowym "zatwardziakiem", a szef nie chce z nim wchodzić w konflikt i mamy pas. A koty nadal są ofiarami sytuacji. Paradoksalnie, gdyby nie karmienie przez szefa, to może by się tak nie mnożyły. Jego też nie przekonam, bo przecież "szef wi lepii" :twisted: :twisted: :twisted:

szczurbobik

 
Posty: 79
Od: Pon maja 27, 2013 20:29

Post » Sob maja 31, 2025 4:00 Re: "Wsia" a koty

Villas tez miała dużo kasy...
Utrzymanie stada kotów moze naprawdę sporo kosztować. :twisted:
Czasem trzeba czasu. Ja w swoim szpitalu przekonałam administrację do wykastrowania kociego stada - złapane koty były przez szpital odwożone na kastrację i przywozone po kastracji (chociaż próbowano mnie przekonywać, że najlepiej byłoby nie przywozić :D ). Może i Tobie się uda. :ok: :ok: :ok:
Nasz wątek:
viewtopic.php?f=46&t=220448
Wątek kotów Joli Dworcowej:
viewtopic.php?f=1&t=191624
Kącik Muzyczny
viewtopic.php?f=8&t=190784
Zjawiska niewytłumaczalne, opowieści o duchach i nie tylko
viewtopic.php?f=8&t=194190

jolabuk5

 
Posty: 68606
Od: Nie paź 16, 2005 14:56
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob maja 31, 2025 5:54 Re: "Wsia" a koty

A jak dotarłeś do pustych łbów? Pardon, tzn. przekonałeś szacownego dyrektora do swojej racji? Bo u mnie rozmowa z szefem jest taka: Szefie, wezmę tego kota, bo znalazłam mu dom. On- nie, my się nim zajmiemy. Po czym nie robi nic i kot zostaje samopas. Mówi : wykastrujemy koty, nie robi nic. On ma dziecinne podejście do wszystkiego. Wszystko to zabawki, którymi się chwilę pobawi i porzuci. Aaa, coś się zepsuło? Coś za 200 czy 500 "patyków"? To się kupi nowe...
Ze zwierzakami niestety myśli tak samo. Mówi " Przywieźliśmy naszego kota na wieś. Nie wiem co mu było, jest chory na serce i prawie umarł, ale już mu lepiej. Może to stres od tej przeprowadzki. A i zapomniałem mu zabrać z domu jedzenia, przez dwa dni nie miałem mu co dać. Jak by umarł to weźmiemy sobie jednego z kotków, co do nas przychodzą. Żeby dzieci miały się z kim bawić"
"Cholera" mnie bierze taka na tą jego głupotę, że zaczynam rozglądać się za nową pracą. Tyle, że wtedy kotom z tej wsi już nikt nie pomoże... :roll:

szczurbobik

 
Posty: 79
Od: Pon maja 27, 2013 20:29

Post » Sob maja 31, 2025 11:40 Re: "Wsia" a koty

Kotów bylo dużo, ludzie raczej ich nie lubili, może dlatego było łatwiej przekonać do wożenia na kastrację? no i czasy były inne, nie wiem, czy teraz znalezionoby odpowiedni punkt w regulaminie, żeby wozić te koty szmochodem należącym do szpitalnego transportu (nie karetką, oczywiście, zwykłym autem). U mnie np. powstał problem, kiedy komuś się ubzdurało, żeby te wykastrowane koty "usunąć" (np. wyłapać i wywieźć do schroniska"). Pamiętam, że pisałam wtedy pismo, tłumaczyłam korzyści z utrzymywania na terenie tego "wykastrowanego" stada kilkunastu kotów. Zabranie tego stada spowoduje, że z okolicy zejdą się do szpitalnego parku okoliczne, bezdomne i niewykastrowane koty, które na pewno gdzieś tam są - przyjdą, zaczną się rozmnażać, za chwilę będzie im więcej niż jest kotów teraz, a ja już drugi raz nie dam rady zorganizować akcji kastracyjnej... Chyba że zamierzają ogrodzić teren drutem kolczastym pod napięciem... Jakoś podziałało, koty zostały, potem stado zmniejszało się poprzez adopcje i naturalne odejścia, przestało stanowić problem.
Nie wiem, co by zadziałałow Twoim przypadku. Może jakieś podsycenie "konkurencji" z drugim sąsiadem w temacie opieki nad kotami? Na zasadzie - kto się lepiej opiekuje (tamten nie potrafi, my to zrobimy lepiej)? Może stopniowe wyłapywanie pojedynczych kotów i wożenie "po partyzancku", w tajemnicy przed szefem, na kastrację? Zabieranie do adopcji bez pytania o zgodę? Może skontaktuj się z jakąś fundacją w okolicy (w mieście, bo na wsi raczej ich nie ma), żeby przyjechali i pomogli w rozmowie z szefem?
I może nie mów o konkretnym kocie, ale o całym stadzie, pokaż, jak szybko przyrasta? Trudno coś doradzić na odległość, ale widać, że szef traktuje koty przedmiotowo (nie będzie ten, będzie inny), więc dyskusje o konkretnym kocie, o jedo "dobrostanie" nic nie dadzą.
Zostań w kontakcie z forum, pisz, co się dzieje, może ktoś doradzi coś lepszego?
Nasz wątek:
viewtopic.php?f=46&t=220448
Wątek kotów Joli Dworcowej:
viewtopic.php?f=1&t=191624
Kącik Muzyczny
viewtopic.php?f=8&t=190784
Zjawiska niewytłumaczalne, opowieści o duchach i nie tylko
viewtopic.php?f=8&t=194190

jolabuk5

 
Posty: 68606
Od: Nie paź 16, 2005 14:56
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob maja 31, 2025 21:28 Re: "Wsia" a koty

Jolu, tutaj problem tkwi w mentalności ludzi, zwłaszcza tego sąsiada i jego rodziny. To jest maleńka wioska w szczerym polu. Do czasu pojawienia się mojego szefa, samochód widziano tam raz w tygodniu. Ludzie w dobie internetu, a myślenie mają jak "za króla Ćwieczka". Koty wcześniej były po prostu wiejskie, niczyje. Poszły do tego gospodarstwa, coś tam znalazły do jedzenia, poszły do kolejnego. Mnożyły się jak chciały, przyrost naturalny regulowały choroby, koty wpadały pod auta, zagryzały je błąkające się psy... Nikt ich nie karmił specjalnie, więc były chude, zarobaczone, chore na wszystko. Ot taka przaśna, wiejska rzeczywistość. Sama natura...
Szef zmienił układ sił poprzez dokarmianie wszystkich kotów, które wejdą na jego posesję. Nota bene ta posesja zajmuje pół wsi. Kazał pozamykać i uwiązać wiejskie burki. Koty znalazły bezpieczny azyl i wikt, zaczęło ich przybywać. Szef i sąsiad mają dzieci w wieku podstawówkowym. Dzieci się odwiedzały, widziały jakie koty w danej chwili u kogo były. Nastoletnia córka sąsiada uznała, że wszystkie koty są są ich. Te co się urodziły na posesji szefa też. Dwukrotnie już o te koty były karczemne awantury. Argument był taki: "to nasze koty, córka je komuś obiecała" . Oczywiście nikt nikomu ich nie obiecał, bo kotki podrosły i nadal chodzą po wsi. Kociszki właśnie wydają swoje pierwsze mioty. Mają koci katar, pchły i kleszcze. Jaka jest więc opieka tych rzekomych właścicieli? Żadna! Szef boi się zatargu z sąsiadem, więc ulega, młode oddaje zamiast poszukać im domów. Nie da się tam zrobić akcji kastracyjnej, gdzie koty najpierw znikną a potem wrócą z podgoloną sierścią, bo sąsiad rozpęta piekło i będzie miał pretensje do szefa. Nie da się też ich wszystkich przekazać jakiejś fundacji, bo facet powie, że to jego koty i fundacja ma spier...
Ja osobiście uważam, że można by pojedynczo wyłapać i wykastrować "cichaczem" kocury, jednak mnie nie stać na to, a szef nie ma ku temu chęci, zwłaszcza po ostatniej awanturze. Straż Gminna również umywa ręce. Nikt nie chce z tym sąsiadem zadzierać, bo on ma opinie takiego, że jak go sprowokujesz, to cię spali. Szef się go boi i jego nastoletniej gówniary. Woli się otoczyć płotem i "dobrodusznie" kotki dokarmiać. Przy okazji on i jego dzieci te półdzikie koty oswajają, przyzwyczajają do ludzi, nadają im imionka, a po wakacjach wracają do miasta a kotki zostają z niczym. :twisted: :twisted: :twisted:
Ze swojej strony, mogę koty pojedynczo stamtąd pozabierać, ale muszę mieć najpierw dla nich domy. Z jedną kotką się udało, jest chwilowo u mnie, w poniedziałek jedzie do nowej "pańci". Może tu na Forum dało by się poznajdować chętnych na poszczególne koty? Niestety, mówię, nie stać mnie na ich wstępną kastrację przed oddaniem dalej.

szczurbobik

 
Posty: 79
Od: Pon maja 27, 2013 20:29

Post » Sob maja 31, 2025 21:49 Re: "Wsia" a koty

No tak, każda sytuacja jest inna. Tu na forum raczej wszyscy zakoceni, więc szanse są niewielkie, niestety.
Wykastrowanie kocurów niewiele pomoże, bo do kotki w rui będą się schodzić kocury nawet z daleka. Ale mozna próbować, kastracja kocurka jest tańsza i nie wymaga przetrzymania po zabiegu. Ciekawe, czy fundacja nie wsparłaby właśnie kastracji? Tylko jak szef taki bogaty, a fundacje zwykle biedne, to też nie byłoby łatwo je namówić na opłacanie zabiegów. Ale spytać można.
Niestety, mnożenie się kotów dokarmianych to problem dość powszechny, nie tylko na wsi. Karmiciele nie zdają sobie sprawy z tego, jak szybko stado będzie się powiększać, poza tym to często starsze osoby, których nie stać na zabiegi, a samo złapanie i dowiezienie kota też jest dla nich problemem.
Nasz wątek:
viewtopic.php?f=46&t=220448
Wątek kotów Joli Dworcowej:
viewtopic.php?f=1&t=191624
Kącik Muzyczny
viewtopic.php?f=8&t=190784
Zjawiska niewytłumaczalne, opowieści o duchach i nie tylko
viewtopic.php?f=8&t=194190

jolabuk5

 
Posty: 68606
Od: Nie paź 16, 2005 14:56
Lokalizacja: Łódź

Post » Pt cze 06, 2025 23:12 Re: "Wsia" a koty

Z szefem nie mam o czym rozmawiać, bo on mówi co zrobi, a nie robi nic. Poza tym ma pieniądze na swoje zachcianki, na innych rzeczach raczej niestety oszczędza.
Okazuje się, też, że znalezienie domu dla kota jest trudniejsze niż myślałam. Babka, co chciała kotkę, się rozmyśliła. Zrobiłam akcję po znajomych. Znalazł się chętny ale od lipca. Puki co mała została u mnie. Pytanie do Tych, którzy mają DT. Jak Radzicie sobie z taką sytuacją? Przecież nigdy nie wiadomo, jak długo kot u Was zostanie? Czy Traktujecie go jako swojego i przyzwyczajacie do stada, czy jest separowany? Co z opieką weta? Czy pierwsze "must have" - odpchlanie, odrobaczanie Robicie "za swoje", czy Czekacie na fundusz z Fundacji? I co z karmieniem? Mała jest przyzwyczajona do suchej marketówki. Moje bestie są na barfie. Przyznam, że kuweta po karmach mocno mi "waniaje", tym bardziej, że kotka robi bobki często i dużo. Wiedząc, że będzie u mnie do końca miesiąca, korci mnie, żeby przestawić ją na barf aby pozbyć się tego okropnego zapachu. ( o ile kotka zechce się przestawić)
Będę musiała wyłożyć na weterynarza i pewnie też na kastrację. Mówi się trudno, jednak wolę zapytać, bo gdybym kiedyś postanowiła być domem tymczasowym, wolę wcześniej wiedzieć "na co się piszę".

szczurbobik

 
Posty: 79
Od: Pon maja 27, 2013 20:29

Post » Sob cze 07, 2025 1:36 Re: "Wsia" a koty

Zwykle jest tak, że DT sam ponosi koszty opieki nad tymczasem.
Zwykle też wprowadza się kota do stada, chyba, że wiesz, że masz go przechować tylko przez krótki czas.
Nasz wątek:
viewtopic.php?f=46&t=220448
Wątek kotów Joli Dworcowej:
viewtopic.php?f=1&t=191624
Kącik Muzyczny
viewtopic.php?f=8&t=190784
Zjawiska niewytłumaczalne, opowieści o duchach i nie tylko
viewtopic.php?f=8&t=194190

jolabuk5

 
Posty: 68606
Od: Nie paź 16, 2005 14:56
Lokalizacja: Łódź




Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue i 83 gości