Koteczka trafiła do mnie 10 dni temu, wczęsniej przebywała w lecznicy gdzie była leczona. To zapewne domowy kot, wyrzucony, została pogryziona , miała ropień w węźle chłonnym na szyi, i w ogóle ogromne zapalenie dróg oddechowych, nawet płuc.
Ledwo ją odratowano. Kotka trafiła do mnie na rekonwalescencję przed sterylką, ale okazało się że wcale nie jest zdrowa.
Okropnie jej rzęziło w drogach oddechowych, miała kiepski apetyt i zapchany nosek, katar.
Dostała leki homeopatyczne po których mocno się poprawiła, rzężenie zniknęło, apetyt lepszy, kicia widocznie czuję się lepiej, katar ma nadal oogromny ale ponoć to dobrze- choroba wychodzi z organizmu.
Przedtem kicia się niemal dusiła, teraz jest o wiele lepiej.
Jej ogólny wygląd jest kiepski, chuda, sierść paskudna, robale na 100% no ale to jest do odratowania.
Niepokoi mnie co innego
odkąd jest u mnie kicia wcale nie schodzi ze swojej półki!!
Siedzi na niej 24 godziny na dobę, z wyjątkiem jak szybko schodzi do kuwety i zaraz wraca biegiem- nawet nie zakopie urobku

Zwiewa jakby pod łapkami się jej ziemia paliła....
Przez ten czas, raz zeszła na moje kolana i posiedziała, i wróciła i tyle.
Czas spędza śpiąc, myślałam że to normalne jak się źle czuje ale ona czuje się coraz lepiej a nie widać w niej chęci zwiedzania mieszkania.
Nie wydaje się zestresowana, nawet mruczała jak ją głaszcze, wygina się itp tylko za nic nie chce zejść!
Sądzicie że to jej minie?
Ja już sama nie wiem co myśleć, nigdy nie widziałam tak idealnie stacjonarnego kota mimo że mój kocur jest również mało mobilny.
a oto kicia,

