andziula20 pisze:Witam! Rozumiem że musisz znależć domek dla kociaka, ale na pocieszenie powiem tylko żebyś się nie martwiła bo wirus nie jest aż tak bardzo zaraźliwy. Miałam kota chorego na białaczkę, niestety nie udało się go uratować, ale kicia która miała z nim baaardzo bliski kontakt (nie wiedzieliśmy o chorobie, koty lizały się jadły ze wspólnych misek itp) nie zaraziła się. Trzymam kciuki za znalezienie domku, a przyszły domek nie musi się martwić bo powinno być ok, tym bardziej że nie mają ze sobąkontaku.
Wlasnie dlatego sie staramy zwiekszyc jej szanse na adopcje nie dopuszczając w ogóle do kontaktu. Swoją drogą masz rację że nie bardzo zaraźliwe, mamy w sumie 3 koty, ta znajda jest czwarta. Kotłowały się od rana do wieczora, lizały po paszczach, jadły z wspólnej miski, bo też długo nie wiedzieliśmy. Po zdiagnozowaniu kocurka myśleliśmy że chore są wszystkie trzy. Wyobrażasz sobie, jak nas walneło.. Okazało się że nie:) My już jej nie jesteśmy w stanie zaszczepić, bo ta choroba nas strasznie dużo kosztuje. Najpierw kosztowne testy dla wszystkich kotow, potem równie kosztowne szczepienia dla dwóch, a najbardziej kosztowne jest utrzymywanie przy życiu kocurka. Mamy szczęście, bo trafiliśmy na ludzkich wetów, którzy nam pozwolili jechać na kredytach. Wyciągneliśmy go ze strasznego dołka, teraz ma wyniki w dolnych stanach normy i jest nadzieja, że sobie jeszcze pożyje. Początki były straszne, nie tylko ze względu na koszty, ale trzeba było z nim jeżdzić codziennie na kroplówki, bo już nic nie jadl i nie pił, wątroba mu siadła etc. Zajmowalo nam to kilka godzin dziennie, co - jak sie domyślasz, wymagało też żelkaznej dyscypliny. Teraz też zresztą. Czeka nas następny koszt, bo ten 3ci kocurek to też tegoroczny znajda i niedługo mu będzie trzeba obciąć jajca;)
Nie mieliśmy serca odmówić przyjęcia małej, przecież jest zima. Ale od razu wiedzieliśmy, że nie damy rady z czwartym kotem. Ona musi od nas odejść, i to szybko. Poza tym ona sie boi naszych kotów. Siedzi od rana do wieczora pod drzwiami i straszliwie warczy. Jak tylko ktoryś kot sie do drzwi zbliża, warczy glośniej. Jak buldog. Chyba jakiś kot ją sprał kiedy zostala wyrzucona.
Mimo przerażenia parowki cielece zjada z ręki i popycha łapką, jak sie spóźniasz z następnym kawalkiem;) Oznaka, że byla kiedyś domowym, przyjaznym kotkiem.