Wprawdzie Myszkin już swój ma tutaj http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=48491
gdzie gościnnie przyjmował pozostałe futrzaki.
Ale pozostałe futrzaki domagają się wspólnego wątku, czyli wątku Pumy, Gienka, Gacka, Kajtka, Gryzzliego, Myszkina i oczywiście kociolubnej Tiki
Moja przygoda z kotami zaczęła się pięknego październikowego dnia roku 1994. Dopiero co rozpoczęłam pracę i wracałam z zajęć z potężnym bukietem kwiatów z okazji dnia nauczyciela oraz pełną torbą książek i notatek. W krzakach zobaczyłam małego czarnego kotka, który nie reagował na obszczekującego go wielkiego wilczura. Właścicielka psa z wielkim zainteresowaniem obserwowała całe zajście. Na szczęście, gdy podeszłam bliżej, szybko się wraz z psem ewakuowała. Pobiegłam do domu, zostawiłam wszystkie rzeczy i wróciłam po kotka. Nie wiedziałam co mam z nim zrobić - wszak do tej pory byłam tylko właścicielką trzech psów płci żeńskiej i jednej świnki morskiej tejże płci.
Mój tato na widok kotka stwierdził, że skoro psy się wychowały, to i kot się wychowa. Czekałam na reakcję mamy. Niestety nie była entuzjastycznie nastawiona do kolejnego zwierzaka w domu. Ustaliłam, że najpierw idę z nim do weta, a potem zobaczymy co dalej.
Na szczęście weta miałam w pobliżu, zapakowałam kota, jeśli mnie pamięć nie myli, do wiklinowego koszyka

Ulokowaliśmy kotkę w pokoju mamy


Kiedy kicia doszła już do siebie nadeszła pora, na zapoznanie jej z dwiema suniami, które do tej pory wiernie warowały pod drzwiami pokoju. Pamiętam, że Mała jakoś normalnie przyjęła fakt istnienia kota. Natomiast Gamcia, na widok małego, czarnego kotka na białej pościeli, zaczęła obracać głowę ze strachu i trzęsła się jak galareta. Może myślała, że zobaczyła diabełka? Dosyć szybko zwierzaki w miarę się zaakceptowały.
Ale pozostał problem co z kicią zrobić. Mama stwierdziła, że trzeba komuś kotkę oddać. No więc szukałam kogoś chętnego. Jedna z koleżanek stwierdziła, że ją weźmie. Miała przyjść po kitkę wieczorem, ale w ostatniej chwili się rozmyśliła. No i kocina została u nas na zawsze.
Dostała imię Puma, bo jest domowo-dzikim kotem. Żaden ze znanych mi kotów nie ma takiego charakterku jak ona.