Mąż jej sąsiadki znalazł kociaka na działkach. Kociak w pełni oswojony i zapłakany bardzo - więc przyniósł go do domu. Pani Sąsiadka kazała odnieść z powrotem - bo kot brudny, zapchlony, bo choroby. Bała się o swoją kotkę. No i kotka wróciła na działki...
Na szczęście pani Sąsiadka ma serce i sumienie, więc zadzwoniła do p. Izy, a ta zadzwoniła do mnie. Żebym pomogła.
Jasny gwint. Mam swoich pięć kotów w tym jednego z chorobą autoagresywną, więc zakaz stresu i nowych kotów. Przedwczoraj oddałam dwa kociaki, moje koty odżyły, a tu telefon - powrót z adopcji. No i od dziś mam znów siedem kotów, sajgon w domu, bo koty podenerwowane, a "zwroty adopcyjne" przerażone i smutne.
Udało mi się panią Sąsiadkę namówić żeby wzięła kocinę na troszkę, że ja pomogę. Zafunduję jedzenie, żwirek, weta. Poszukam domu. No więc dzisiejszą noc kicia spędzi w cieple.
Mała bura koteczka, ok. 2,5 miesiąca. Nie miała pcheł, za to miała wszoły (chyba, znam tylko z opisów na forum), zapsikałam fipreksem. Uszy brudne ale na świerzb to nie wygląda. Kocina wychudzona bardzo, ciągle by tylko jadła.
Niestety - ma kk. Kicha, ropa w oczach. Z oczami największy problem, są owrzodzone niestety


Potrzebuję też dla małej domu tymczasowego... Nie mogę jej wziąć do siebie, nie dam rady. U pani Sąsiadki może zostać trochę, ale nie wiem czy długo. Kotucha trzeba leczyć, bo kto się zakocha w takiej chudej ślepinie?

No i szukamy szczęśliwego imienia.

Bardzo proszę o pomoc. Dużo tego się porobiło. Jak tylko miałam nadzieję na chwilę oddechu
