


Przyjechała po długiej, od piątku trwającej podróży. Chyba nigdy nie myślała, że zwiedzi taki kawał świata

Babunia jest kochana, miziasta i rozmruczna. Narazie zamieszka w kuchni, a potem stopniowo bedzie wchodzić na pokoje. Dziś jednak już ma za sobą pierwsze spotkanie z Szarotką i Bamboszem. Reszta towarzystwa wycofała się na z góry upatrzone pozycje


Babunia od soboty nie załatwiała się i trochę się martwiłam, ale u Feli, gdzie zatrzymała się na chwilę, zrobiła duże sioo i qpala zdaje się też.
A poza tym Babunia jest śliczna - biało popielata.
Jutro będzie ciąg dalszy, wpiszę ją też do stosownych klubów

Jeszcze tu na początku wątku wkleję pierwsze info o Babuni pięknie napisane przez Kasię Pe wraz ze zdjęciem. Czytając odrazu zakochałam się w Babuni, chociaż decyzję podjęłam nieco później (ale inna nie mogła być)
Już nie pamiętam kiedy i jak tu trafiłam.
To było dawno...
Przywykłam do tego miejsca. Udaję, że to mój dom...
Udaję... Bo resztki wspomnień szepczą mi co noc do ucha, że nie tak
powinien wyglądać dom.
Kiedy przebieram przez sen łapkami, to właśnie śni mi się, że "szyję buty"
na kolanach mojej Pani, która mnie głaszcze i kołysze do snu czułymi słowy.
Budzę się zgnieciona wśród kłębków towarzyszy niedoli, smutnego kociego
losu.
Nie złoszczę się już na Mruczka, który stale przygniata mi ogon.
Marzę wtedy, że jestem sama, że sfilcowany koc pode mną to kolana Pani i że
nie słyszę ujadania setek psów za ścianą. Udaję, że wsłuchuję się w ciszę i
mrużę z lubością oczy. Czasem nawet tak się rozmarzę, że zaczynam mruczeć.
Marzę... Bo przestałam już wierzyć, że kiedyś opuszczę to miejsce.
Podobno czasem przychodzą ludzie, aby odmienić los któregoś z nas.
Kiedyś nawet w to wierzyłam, ale już dawno przestałam się łudzić.
Wolę udawać, że to mój dom.
I marzyć...
Ale wiecie, to nieprawda, że przestałam wierzyć.
Marzę, że kiedyś nie będę musiała udawać.
Wszak nadzieja umiera ostatnia.