Chcemy się przedstawić. To my - Jacek i Placek :

Nazwano nas tak, bo podobno już raz byli chłopcy o takich imionach. I nawet ukradli księżyc. I mieli dużo szczęścia w życiu. A my też chcemy mieć szczęście. Te imiona są właśnie na szczęście.
Urodziliśmy się w warsztacie przy pewnej bardzo poważnej instytucji. Było nas pięcioro.
Najpierw jeden pan, co krząta się po tym warsztacie chciał nas utopić, ale panie, które pracują w tej poważnej instytucji - nie pozwoliły na to.
Zaopiekowały się nami i naszą mamusią. Mamusię mamy śliczną - sami zobaczcie :

Opiekowały się nami i mamusią przez siedem tygodni i było nam całkiem nieźle, choć trochę brudnawo w tym warsztacie. Dostaliśmy kartonik z kocykiem. Mamusia dostawała jedzonko, aby miała dla nas dużo pokarmu.
A potem - po siedmiu tygodniach - jakoś zaczęło nas ubywać. Przychodziły te miłe panie z jedzonkiem i za każdym razem ktoś z naszego rodzeństwa znikał. Znikali nasi braciszkowie, którzy mieli ładniejsze kolorystycznie i dłuższe futerka. Podobno wyprowadzali się do prawdziwych domów, gdzie jest czysto i ciepło i gdzie są ludzie, którzy przytulają i głaszczą takie kociaki jak my.
Nasze futerka są banalne - i nas nikt nie wziął.
Powiedziano nam dziś, że jutro musimy rozstać się z mamusią, bo mamusia ma być jutro zoperowana, aby więcej nie mieć dzieci. Pan z warsztatu tak nas polubił, że powiedział iż nie bedzie więcej topił dzieci naszej mamusi. A mamusia jest mu potrzebna, bo zatrudnił ją w warsztacie jako łapaczkę myszy.
Jutro musimy się wyprowadzić. Zabiera nas taka jedna duża osoba, która powiedziała, że u niej też bedzie nam dobrze i ciepło, ale nie bedziemy mogli zostac u niej na stałe.
Mamy sobie poszukać domu.
No to szukamy.
Czy jakis dom przypadkiem się w nas nie zakochał od pierwszego wejrzenia ?