» Pt lut 25, 2005 8:32
Przebrnęłam przed dokacanie się Jasenki.
Miło było cztać , ale też odżyły watpliwości.
Może wy coś poradzicie.
A teraz moja "zwierzęca historia"
Ojciec szkolił owczarki w wojsku. Ja wychowana na "Cywilu" , "4 pancernych" , "W pustyni i w Puszczy" ( 37 lat), miałam psy zawsze m.i. w rodzinie dogi.
Po swojej ostatniej kundliczce zamieszkała bassetkę, która u mnie i u mamy przeżyła 11 lat. Dochowałam się miotu szczeniąt. Ponieważ wyszłam za mąż i sunka została u mamy zawiesiłam hodowlę.
I tak przeżyłam 11 lat bez zwierzaka w domu. Mąż okazał się alergikiem astmatycznym. Przekonana z czasem, że to nie przejdzie, położyłam uszy po sobie i oczami wyobraźni widziałam siebie na emeryturze i mieszkającą w domku. I dopiero wtedy byłby pies.
Zdarzyło się jednak , że w czerwcu 2003 r. zamieszkała u nas papużka falistka - samczyk. Oczywiście , bałam się o Andrzeja, było codzienne odkurzanie, zmywanie podłogi itp. I tak sobie żyliśmy z 3 miesiące.
Znajomy miał papugę Afrykanke Senegalską. Chciałam , żeby taka zamieszkała u nas. Oczywiście mąż wstępnie protestował, a ja powoli zbierałam pieniądze. Oszczędzając by nie było zarzutu, że to z rodzinnej puli (choć spokojnie mogłam wziąć - ale weszłam sobie na ambicje). Zebrałam te 640 zł.
Ponieważ nie znalazłam wtedy hodowcy, pewna znana osoba na forum papuzim sprzedała mi senegalka , którego wcześniej kupiła. Ptak był u mnie miesiąc. Potem musiałam go uśpić. Ratowałam przez kilka dni, ale niestety . Nie powiem ile wydałam pieniędzy. Ale był to od sierpnia wyczekiwany ptaszek , a tutaj miesiąc i po nim. Zrobiłam sekcje w wojewódzkiej przychodni wet. Po co? Po to by nikogo bezpodstawnie nie oskarżyć, by dowiedzieć się co było przyczyną.
Okazało się , że miał tak mocno zaatakowane nerki i płuca, że zakażenie było wcześniejsze niż miesiąc u mnie. Poza tym falistek czuł się świetnie.
Napisałam do Iwony. Na co dostałam odpowiedź , że to nie ona sprzedawała, że to tylko pośrednictwo itp. Nazwiska hodowcy nie podała do dziś. Pozostał mi niesmak.
Popadłam w lekka paranoję i gdy szukałam nowego papuga , to stawiałam hodowcom wymagania o własną hodowlę, badania, umowy, wizytę.
Po tym zrezygnowałam ze średniej papugi , a dla Marcela kupiłam samiczkę falistka.
Ciągle jednak nie było psa. Ale ponieważ jestem na wystawach od 20 lat to znajomości były. I tak powoli mąż oswajał się z myślą o psie. Wiedział ,że będzie to gończy polski. Wybrałam jedną z lepszych hodowli, utytułowaną, wystawianą, polujacą. Pilotowałam krycie, ciążę, odchowanie. Wybierałam jako pierwsza.
No i zamieszkał u nas Opus.
Mąż żyje z nim i papużkami (nie umiera) , powiedziałabym , że powoli się uodparnia na ten egzemplarz.
Jak tak sięgam pamięcią wstecz, to bez zwierząt bywały gorsze dni z kaszlem.
Teraz też niekiedy świszczy ale coraz rzadziej.
A ja częściej odkurzam , myję i wietrzę.
Dlatego powiedziałam, że być może będzie kotek. I dlatego na rękę jest mi kociak na jesień.
Do takiego nabytku wszyscy się musimy przygotować.
Aha, w mojej karierze zwierzęcej mam jeszcze: pracę semestralną o polowaniu z ogarami - przekształcona w artykuł w "Psie"; pracę magisterska o tym czasopiśmie (promotorowi miłośnikowi kotów w żartach obiecałam , że doktorat napiszę o kotach) i podyplomową pracę historyczną z "Myślistwa jako przykładu kultury szlacheckiej" - czeka w wydawnictwie do druku jako książka.
Napisałam też historie rasy gończy polski do nowej strony o rasie.
To tyle o psach i innych zwierzakach
Po latach, gdzieś z podświadomości wyszło mi o kocie birmański. A może dlatego , że mogę już mieć papugi, psa , to i dopuściłam myśl o kocie??
Ale o dziwo tylko birmańczyk. Jak tak analizuje swoje wspomnienia, to nigdy to nie był pers, syjam czy jakiś nagi. Zawsze myśląc o kocie widziałam te kremowe futerko , czekoladowe znaczenia i białe łapki.
Nie znałam też jeszcze Nevy i nie wiedziałam , że kolorystycznie są tak podobne.
Dlatego jeżeli kicia to birmańczyk.
Podejrzewam , że będę mieć niedługo pytania o relacje na lini
kot-pies
kot-papugi
kot-tesciowa
kot-kwiatki
kot- człowiek alergik