Gdy przeszło trzy lata temu zatrudniłam się tu i osiedliłam, populacja kotów już się nieco odrodziła. Jednak ilość kotów, jaka może w miarę bezpiecznie bytować na tym terenie, to 15, góra 20. Gdy jest ich więcej, zaczynają „znikać".
Opieka nad taką ilością kotów znacznie tez przekracza moje możliwości finansowe. Już w tej chwili jest ich znowu 20 (z tym, że teraz 4 są u mnie, razem z moimi dwoma „starymi” mam ich teraz sześć - i więcej przyjąć nie mogę).
Samych kotek jest pięć. Nie liczę tu trzech bytujących poza moim ścisłym rewirem i tylko nieregularnie przeze mnie dokarmianych, i starej Misi, której już nie w głowie amory.
Ta piątka to priorytet. Właśnie wstąpiły w gorący okres godowy. Za dwa miesiące mogę się spodziewać wysypu maluchów (15?) + tradycyjnie ze dwa-trzy podrzutki

Na pewno nie wszystkie przeżyją, ale zarówno „selekcja naturalna”, jak i rozrost stada napawają mnie jednakowym przerażeniem.
Nie mogę już patrzeć na kocie tragedie, znajdować porzucone kociaki w spróchniałym drzewie, ściągać je z dachu, znajdować ich zwłoki w fontannie czy ich główki niedojedzone przez kuny... I ze strachem czekać na następną czystkę

Dlatego mam gorącą prośbę o pomoc w sterylizacji moich podopiecznych.
W lecznicy w pobliskim mieście sterylka jednej kotki wraz kastracją jednego kocurka kosztowałaby 80 zł. Zatem za „całość” (bo kocurków też jest 5) lecznica skasowałaby 400,00 zł. Wydaje mi się, że to niedużo, ale ja nie jestem w stanie wyasygnować tej sumy. Mogę przeznaczyć na to tylko 50 zł, które zostało z datków na leczenie Figielka. I tak liczę się jeszcze z kosztami ubocznymi (muszę zorganizować transport, przechowanie, pełne wyżywienie itp.).
BARDZO, BARDZO PROSZĘ - CZY KTOŚ MÓGŁBY POMÓC?
---