Kot chyba po wypadku. Nie udało się ['] Wetka bez serca.

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt wrz 08, 2006 22:29

Jana pisze:Nie udało się. Umarł.

Więcej na Lencewicza się nie pojawię.

:( co sie stalo?

mama007

 
Posty: 2724
Od: Czw lut 17, 2005 14:43
Lokalizacja: Chełm

Post » Pt wrz 08, 2006 22:30

Bardzo mi przykro.
Jana, przykro mi też, że to Ciebie to wszystko spotyka. Sciskam.
Prawdziwi mężczyźni nie jedzą miodu, oni żują pszczoły.

sibia

Avatar użytkownika
 
Posty: 8129
Od: Śro gru 07, 2005 17:15
Lokalizacja: Praga Północ (okolice trójkąta bermudzkiego)

Post » Pt wrz 08, 2006 22:32

:cry: zdążyłam doczytać.
Bardzo mi przykro.
Kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!
[...] jesteś tym, co jesz... kabanosem w majonezie"

ariel

 
Posty: 18764
Od: Wto mar 15, 2005 11:48
Lokalizacja: Warszawa Wola

Post » Pt wrz 08, 2006 22:42

Napisałam już w wątku Kotów Kołowych i tu powtórzę - nie obarczaj się winą za to, że sie nie udało. Proszę z całego serca.
Opis całej sytuacji w lecznicy niestety potwierdził nasze obawy :( To są rzeczy, na które nie mamy wpływu, niestety, mimo najlepszych chęci. Wiem, że poczucie bezradności w takiej chwili jest dołujące.
I wiem, że to żadna pociecha, ale przynajmniej dzięki Wam ten biedny kotek nie umierał na ulicy a jego ciałko po śmierci będzie potraktowane z godnością. NIkt go niebędzie rozjeżdżał, kopał dziobał...
smil
[Obrazek

smil

Avatar użytkownika
 
Posty: 8138
Od: Czw lip 14, 2005 20:48
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt wrz 08, 2006 22:53

przykro czytac takie rzeczy, kolejnemu bezimiennemu kotu sie nie udało ...przynajmniej dostał szansę i nie umierał na ulicy

Ivette

 
Posty: 3716
Od: Sob lis 19, 2005 17:05
Lokalizacja: warszawa

Post » Pt wrz 08, 2006 22:54

mama007 pisze:
Jana pisze:Nie udało się. Umarł.

Więcej na Lencewicza się nie pojawię.

:( co sie stalo?


Przeklejam z wątku "dramat na Kole":
Jana pisze:Umarł kot, którego miałam uratować. Umarł być może dlatego, że nie zwolniłam się z pracy i nie pojechałam po niego. Umarł jakieś dziesięć minut po dowiezieniu do lecznicy. Nie miałam dostatecznych informacji o jego stanie, p. Iza podkreślała, że ma coś z łapami i dlatego nie ucieka. A on umierał cały dzień w łazience jej sąsiadki. Pewnie uderzył go samochód, pewnie obrażenia wewnętrzne, nie wiem. Nie dowiemy się już.

I kolejne rozczarowanie jeśli chodzi o ludzi. Byłam z nim w innej lecznicy. Wetka rzucała umierającym kotem jak brudną szmatą, czekała aż kot przestanie reagować, bo nie chciało jej się pomęczyć, żeby założyć wenflon. Nie chciała podać morbitalu, chociaż serce jeszcze biło. Po kilku ostrych słowach zgodziła się podać, ale wyniosła kota do innego pomieszczenia i wróciła już z nieżywym. Sądzę, że po prostu przeczekała gdzieś obok.

Obie z gallą zdenerwowałyśmy się strasznie, zabrałyśmy ciało i zawiozłyśmy na Białobrzeską. Tam tech wet była delikatna, upewniła się, że kot nie żyje, przekładała z transporterka do folii delikatnie, wręcz czule - jakby tylko spał. Pogłaskała. Dziękuję.


Dla kota było już za późno i pewnie "moje" wetki też nie dały by rady go uratować, ale przynajmniej starałaby się z całych sił, tak jak przy Szyjastym i z szacunkiem traktowały chudego zapchlonego buraska, który nie miał swojego domu i człowieka, który by się nim opiekował.

Na Lencewicza są weci bez serca.

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

Post » Pt wrz 08, 2006 22:56

Ivette pisze:przykro czytac takie rzeczy, kolejnemu bezimiennemu kotu sie nie udało ...przynajmniej dostał szansę i nie umierał na ulicy


Dostał imię od galli, już po śmierci. Ja z tego wszystkiego nie zapamiętałam, ale galla przypomni.

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

Post » Sob wrz 09, 2006 0:31

Okropne :placz:

Zakocona

 
Posty: 6992
Od: Czw lut 03, 2005 22:19
Lokalizacja: Gliwice

Post » Sob wrz 09, 2006 0:56

bardzo brzydkie slowa cisna mi sie na usta :evil:
Jana, Galla wspolczuje :(
Obrazek

O-l-g-a

 
Posty: 3826
Od: Śro sie 11, 2004 1:46
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob wrz 09, 2006 1:25

Moja ciocia, jak byłam mała, nazywała mnie Pyzikiem. Nic innego mi nie przyszło do głowy i kotek został Pyzikiem.
Tak sobie przypomniałam, że ta dziewczyna, która odbierała Pyzika od nas na Białobrzeskiej zdjęła całą górę od kontenerka, żeby go nie wyciągąc przez te drzwiczki i jak go położyła na stole, to jeszcze pchłeę mu zdjęła z pysia.
Takie zachowania przywracają wiarę, ale niestety tych gorszych nie da się wymazać...

Pyziku, gdybyśmy wiedziały, co naprawdę z Tobą jest, to stanęłybyśmy na głowie, żeby Ci pomóc wcześniej, choćby pomóc odejść...

[']
Obrazek

galla

 
Posty: 10369
Od: Wto wrz 20, 2005 13:39
Lokalizacja: Warszawa

Post » Sob wrz 09, 2006 1:58

Współczuję dziewczyny. :(
Jana, możesz napisać mi na pw, kim była ta "lekarka"?

Funia

 
Posty: 2705
Od: Wto cze 10, 2003 20:48
Lokalizacja: Warszawa

Post » Sob wrz 09, 2006 9:54

Nie wiem jak ta wetka się nazywa, nie chcę pisać nazwiska z grafiku, bo to może nie być ona. Zadzwonię do lecznicy i dopytam, a potem napiszę. W wątku wetów polecanych (i nie) też napiszę.

Miałam dobre zdanie o lecznicy, wiem, że pomagają bezdomniakom. Dlatego wybrałam to miejsce. Może to jakiś straszny pech, nie wiem, ale zapewniam Was, że przeżyłam szok, a szczegóły docierają do mnie dopiero dziś.

Kiedy już zabierałyśmy ciałko w kontenerku, wetka nam stanowczo "podziękowała" - czyli po prostu wyrzuciła z gabinetu. Za wolno zabierałam kontenerek ze stołu...


I cały czas przypomina się dr Blanc próbująca ratować Szyjastego, biegająca wokół niego. Kot też umierający, brudny i śmierdzący, z potworną raną na szyi. Natychmiast położony na poduszce elektrycznej, wenflon założony w sekundę mimo niemierzalnej temperatury, zastrzyki, jego agonia i chyba już nawet śmierć, a mimo to podany morbital. I smutek wetki, że się nie dało mu pomóc.

I wczoraj delikatna tech wet (chyba p. Agnieszka) czule zajmująca się ciałem Pyzika...

Takie małe porównanie.

Na Lencewicza wetka wyciągająca brutalnie żyjącego jeszcze kota, za kark, przez drzwiczki kontenerka. Na Białobrzeskiej kontenerek został otwarty od góry, żeby wyjąć ciało.

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

Post » Sob wrz 09, 2006 10:36

:cry: :cry: :cry:

Jano, serdecznie wspolczuje takich przejsc...
Dorota, Mru(czek), Chipolit, Norka, O'Gon (Burak); Balbina, Tygrysiunia, Bolek i Coco za TM

Dorota

 
Posty: 67146
Od: Pon maja 20, 2002 13:49
Lokalizacja: Olsztyn

Post » Sob wrz 09, 2006 10:38

Pamiętam jak wet usypiał konającą już Sierotka, z jaką delikatnością i wręcz szacunkiem do niej się odnosił. Kiedyś zaniosłam do obcej zupełnie lecznicy (była po prostu najbliżej) konającego gołębia, też spotkałam się z delikatnością weta w stosunku do niego.
Ech, niektórzy mijają się zdecydowanie z powołaniem - bardzo to wszystko smutne :(

Anka

 
Posty: 17254
Od: Sob mar 08, 2003 21:23
Lokalizacja: Gdynia

Post » Sob wrz 09, 2006 10:46

Bardzo Wam współczuję :(
Obrazek

ryśka

Avatar użytkownika
 
Posty: 33138
Od: Sob wrz 07, 2002 11:34
Lokalizacja: Bielsko-Biała

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Anthonybiz, AoD, Blue i 69 gości