Liwia,
kicia oczywiście miała zrobione wszelkie testy i badania bo oprócz informacji że zjadła bentonit moja wet chciała oczywiście wykluczyć inne przyczyny jej stanu-na nic innego nie chorowała.
Przed zakwalifikowaniem jej jako gotowej do ds-kwiecień/maj również miała robione testy i badania włącznie z usg u dra M. bo wg. mnie tak należy przygotować kota do ds - pisałam już o tym a poza tym na pierwszej jest napisane co to znaczy moim zdaniem "kot gotowy do ds".
mam też zapewnienia z Domku że nic innego nie zjadła i nie mam powodu w to nie wierzyć. Jednak od 5-go września do 16-go pażdż.-(czyli do dnia w którym wróciła do mnie na leczenie i zamieszkała znowu w DT,) kicia była w swoim DS a więc nie była pod moją bezpośrednią opieką-gdyby była to mogłabym położyć głowę bo u mnie w pomieszczeniach dla tymczasów nie ma absolutnie nic z tych rzeczy które są w każdym domu-są jedynie gołe ściany, posłanka,drapaki, zabawki nie dające możliwości połknięcia , rozgryzienia lub zjedzenia ( bo uważam że np. kauczukowe jeżyki nie są bezpieczne) oraz miski z jedzeniem-poza tym nie ma nic.
Nikt nie sądzi chyba że pojęcie "żwirek bentonitowy" jest równoznaczne z pojęciem "czysty bentonit"

Pisałam zresztą, że rozmawiałam nie raz z producentką tego żwirku i jestem przekonana że ona sama dokładnie nie wie jakie świństwa tam pakują ale że pakują oprócz bentonitu to po jej zachowaniu nie mam żadnych wątpliwości !
Żwirki są różne-bentonit jest podstawą natomiast są jeszcze jakieś kleje,substancje zapachowe, wabiące, ( te podobno, wg słów wetów z którymi rozmawiałam koty najczęściej jedzą

)
Doprawdy-dla wetów z którymi rozmawiałam zatrucie żwirkiem nie jest żadnym zaskoczeniem-choćby wczoraj u tej samej mojej wet była kicia która już raz została odratowana przez nią po zjedzeniu żwirku-wczoraj była drugi raz bo jak widać właścicielom nie dało to do myślenia i na to już nikt nic nie poradzi poza edukowaniem do upadłego-kicia jest zatruta drugi raz bo "dalej je żwirek" !!
Tekisi nie udało się uratowac jak sądze dlatego że musiała ten żwirek jeść nie raz,nie dwa i nie trzy- nie zamierzam dręczyć , nachodzić, wypytywać Dużej bo życia to Tekisi i tak nie wróci a i tak więcej się już nie dowiem - Duża jest wystarczająco zrozpaczona tym co się stało i na pewno nie zamierzam jej "dokładać do pieca"- na pewno kochała ją bardzo a na pozostałe wiadome czynniki nic poradzić nie mogę. Stwierdzenie "obżerała się żwirkiem" jest tu moim zdaniem tragiczną odpowiedzią na wszystkie pytania-oprócz tego Duża sądziła że kicia się w ten sposób "samooczyszcza" .
Zanim kicia trafiła we wtorek do mnie-i to wyłącznie dzięki Alareipan, Jej TŻ-towi i rozsądkowi Michaua, to pierwsza wetka opóżniła

wydalenie tego paskudztwa z organizmu kici o 3 dni podając leki uniemożliwiające, zamiast podać ułatwiające pozbycie się zwirku z organizmu - kicia miała całe jelita zapchane żwirkiem przez co toksyny z zawartych w nim "dodatków" przenikały do jej organizmu, a bentonit będący podstawowym składnikiem żwirku blokował wchłanianie żelaza z pokarmów co powodowało anemię. Jak zaczęła robić koopki i w pewnym momencie, nie wiem dlaczego, nie obtoczyła ich parafina to musiałyśmy je jej wyciągać co bardzo ją bolało bo wystatwały jej koopki dosłownie z betonu !
nie widziałam nigdy czegoś takiego i mam nadzieję już nie zobaczyć !
Nie wiem jak bardziej obrazowo mogę całą sprawę przekazać.
Jestem twarda, ale niestety niemożność uratowania Tekisi i cała jej tragiczna historia spowodowała że zrozumiałam iż czuję się wypalona-choć w jej kontekście to słowo nabiera tragicznego sensu.. Przyjechała do mnie bardzo bardzo chora-z wypłyniętym na pół centymetra na zewnątrz oczkiem, mega zaglucona, z wypalonym, prawdopodobnie papierosem , ropiejącym bokiem, zalękniona, struchlała ze strachu, mimo tego że ledwo chodziła to chowała się w "mysią dziurę" przed ludzkim dotykiem...Pokochała Morunia-trzymali się zawsze razem, razem wracali do żywych...Oczodołu, dzięki doktorowi Garncarzowi "cudem" udało się nie patroszyć, chociaż doprowadzenie go do takiego stanu zabrało mi 3 miesiące zakraplania całej baterii kropli. Bok ropiał,zrobiła się przetoka..Udało się to opanować..potem, przy sterylce okazało się że zaczynało się ropomacicze-wysterylizowaliśmy ją dosłownie w ostatnim momencie, jednak wcześniej, zanim nie wydobrzała i nie odpoczęła wystarczająco nie było przecież możliwości !
Kicia pięknie zdrowiała-nie do pomyślenia ze wyszła z takiego stanu tylko z zamglonym oczkiem! (nota bene- o ile dobrze zapamiętałam to "pierwsza wetka"-internistka, patrząc jej w oczko dojrzała podobno że "pod tą błonką jest zdrowe oczko i ona to by to zoperowała"

)
Tekisia zaufała znowu człowiekowi, stała się słodką radosną kicią, miziastą i delikatną, futerko odrosło, było piękne i lśniące,kicia przestała straszyć chudością.
Znalazła cudowny Domek razem ze swoim ukochanym Moruniem, który też z zalęknionej kupki nieszczęścia stał się młodym rozbójnikiem...Miała wreszcie swoich ludzi, była bardzo kochana-traktowana jak członek rodziny, spała w pościeli i robiła zapewne co tylko chciała (

)... - niestety tylko na półtora miesiąca, choć zapewne było to najszczęśliwsze półtora miesiąca w jej życiu. Niestety okoliczności ode mnie niezależne sprawiły że stało się tak jak się stało...
Prawdopodobnie większość z nas "przed miau" była również nieświadoma zagrożeń które dziś są dla nas oczywiste-(choć jak można przeczytać-nie dla wszystkich wciąż są oczywiste..)
Pisałam kilka dni temu, że Tekisia zgodnie z wolą osób którym była bliska, została pochowana wkrótce po śmierci-to na wypadek jakby ktoś jeszcze życzył sobie abym zrobiła sekcję.
Przykład paracetamolu czy avocado podałam nie po to aby zagłębiać się w analizę ich składu, a tylko po to aby zilustrować że to co w jednych sytuacjach jest pożyteczne w innych bywa zabójcze i przytaczanie na tym wątku zbawiennych funkcji bentonitu ma się nijak to tego co przytrafiło się Tekisi, żeby nie powiedzieć że jest "delikatnie nie na miejscu".