Dopiero odpisuję, ale wczoraj padłam po podróży i przeżyciach
Kicia jest już w domku u moich rodziców – 80 km od Warszawy
Podróż była pełna wrażeń, ponieważ kicia jak się okazało nie za bardzo lubi jazdę samochodem, z wrażenia najpierw cały czas miała mordkę otwartą a później się posiusiała, musieliśmy się zatrzymać, wyjąć ją na chwilę i przełożyć materacyk na suchą stronę. Po dwóch godzinach już rozebrała się z kaftanika

. Cały czas popłakiwała i koniecznie chciała się wydostać z kontenera, który trzymałam na kolanach. Oczy jej się zamykały, ale nie usnęła.
Po 5 godzinach dotarliśmy do domu. Otworzyłam kontenerek a zniego wyskoczyło trójkolorowe piękne ależ jakie CHUDE bidactwo

Jak ją wziełam na ręce to jakbym piórko brała, nie wiem, czy waży 3 kg, chyba nie. Zaraz nałożyliśmy dobrego papu do miseczki, zjadła wszystko a miseczke wylizała (podkramimy powolutku). Po czym zaczęło się zwiedzanie, dreptanie z miejsca na miejsce w przyśpieszonym tępie i ocieranie o nogi. Próbowaliśmy założyć jej powtórnie kaftanik, ale w końcu jak już nam się to udało (kicia jest jak piskorz) za chwilę i tak z niego się wydostała, więc stwierdziliśmy, że to nie ma sensu. Metoda zawinięcia w ręcznik

ubraliśmy kicię wreszcie w kołnierz
Jak wyjeżdżaliśmy od rodziców do Wawy to kicia ułożyła się na poduszce i przymierzała do spania, ale jak tylko zgasili jej światło zaraz wstała i pobiegła do mamy na kolanka, gdzie długo leżała i ugniatała. Później usnęła wreszcie chyba zmęczona przeżyciami na swojej nowej poduszce i spała smacznie do rana. Dziś rano zjadła z apetytem, a potem zrobiła piękne siu i ku

, po czym dalej zajęła się zwiedzaniem, ponoć istne sreberko, strasznie ruchliwa, wszędzie jej pełno. Teraz znów odsypia.
Dziś ok. 15 ma dostać antybiotyk podskórnie - tata się zadeklarował, że da radę.
Dziękuję Kulce, za pomoc i pilotarz we Wrocławiu (byliśmy tam pierwszy raz w życiu) bo jechalismy na tzw. pałkę bez planu miasta

a potem wspólnie z Kulką odbieraliśmy kicię z kliniki
