» Nie lis 21, 2010 22:23
Re: S.K.Niekochane XV - dołujące totalne przepełnienie :(
- Kotomamo, opowiedz nam bajkę! - poprosił bury podrostek starą kotkę, która kiedyś mieszkała w prawdziwym domu.
- Tak, Kotomamo, opowiedz! Najlepiej tę o ręce, która głaszcze kota... - dopraszały się inne kociaki.
- Mmmiauuu. No dobrze, maluchy, rozsiądźcie się naokoło, opowiem wam historię o kocim św. Mikołaju. - dała się wreszcie przekonać stara biało-czarna kotka zwana Kotomamą, bo opiekowała się maluszkami, kiedy te trafiały do schroniska i były całkiem zagubione. Przytulała je, wylizywała i broniła ich przed innymi kotami.
- Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze ludzie mnie kochali, bo byłam młoda i piękna... za siedmioma bramami i siedmioma kratami... tam, w domu człowieka mieszkała dziewczynka, która bardzo kochała koty i codziennie mnie głaskała, a wieczorami brała mnie na kolana i zwierzała się, czasem przy tym się śmiała, a czasem płakała.
- Kotomamo, a jak to jest być głaskanym? - zapytał z przejęciem najmniejszy z kociaków, chudziutki czarnuszek.
- O, to jest najwspanialsze przeżycie na świecie, mrr mrr - rozmażyła się kotka i od razu zaczęła mruczeć.
- Ale co to znaczy? - dopytywał malec.
- To znaczy, że człowiek kładzie swoją ciepłą rękę na twojej główce i delikatnie przesuwa ją wzdłuż twojego grzbietu aż do ogonka i potem powtarza ten ruch, a tobie jest coraz milej i przyjemniej i czujesz się najważniejszy na świecie, czujesz się kochany.
- Aha...
- I ta dziewczynka - wróciła do opowieści Kotomama - pewnego razu, kiedy za oknami było tak jak teraz: zimno i szaro, a dzień był już bardzo krótki, a w końcu zaczął padać śnieg i zrobiło się jeszcze zimniej usiadła wieczorem przy stole, wzięła mnie na kolana i powiedziała, że chociaż jest już duża, to napisze list do św. Mikołaja, bo bardzo chciałaby mieć brata.
Szeptała mi na ucho, że św. Mikołaj przynosi na Święta wymarzone prezenty, tylko trzeba być bardzo grzecznym przez cały rok i jeszcze napisać list do świętego, a ten na pewno spełni prośbę.
Wyjęła kartkę, wzięła pióro i zaczęła pisać. Napisała i wysłała. A potem przyszły Święta i jej mama powiedziała jej, że za kilka miesięcy będzie miała braciszka. Więc - jak widzicie - ten Mikołaj naprawdę spełnił jej marzenie.
- To może i my napiszemy list do św. Mikołaja - zapytał najmniejszy czarnuszek.
- Głupi, przecież trzeba być grzecznym przez cały rok, a ty masz najwyżej dwa miesiące - burknął rudasek.
- No tak, poza tym skąd weźmiemy kartkę i pióro? - dodała biała koteczka.
- Ojej, musimy wierzyć, że się uda, tak jak wierzyła tamta dziewczynka! - upierał się czarny malec.
- Tak, wiara czyni cuda - powiedziała z przekonaniem Kotomama - a o co poprosilibyście św. Mikołaja?
- O to, żeby ludzie nie porzucali kotów i nie oddawali ich do schroniska! - zawołał chór pręgusków z górnych półek.
- O to, żeby przychodzili i zabierali koty do swoich domów! - dołączyły różnokolorowe głosy z podłogi.
- Żeby o nas dbali, dawali nam odpowiednie jedzenie, szczepili przeciw wirusówkom, chore - leczyli. - wymieniały swoje pragnienia kolejne koty, najczęściej mówiąc o sprawach, które były im najbliższe, bo oparte na osobistym doświadczeniu.
- I o to, żeby sterylizowali swoje koty, by nie romnażali kociego nieszczęścia - miauknęła szara kocica, która jesienią straciła cały miot, a w końcu trafiła do schroniska.
- I żeby nie przepędzali kotów, żeby pozwolili im schować się w piwnicach przed zimnem i deszczem lub śniegiem, żeby wystawiali miseczki z jedzeniem i wodą... - zamarzył stary, ślepy na jedno oko dymny kocur, który niejedno przeżył na wolności zanim potrącony przez samochód trafił do schroniska.
- I żeby, mając koty, zabezpieczali okna i balkony! - rozpłakała się łaciata kicia, która wypadła z okna i połamana została odwieziona do weterynarza po to, by ją uśpiono. Weterynarz jednak ulitował się nad nią, poskładał i potem oddał do schroniska.
- I żeby czipowali swoich ulubieńców - zamiauczał kocurek, który zgubił się podczas wakacji.
- I żeby szukali swoich ukochanych kotów, bo my tu czekamy! - śliczna pingwinka wciąż miała nadzieję, że jej państwo ją odszuka, choć minęło już ze dwa lata, jak tu trafiła.
- Dużo tego... - westchnęła Kociomama.
- A ja bym chciał prosić chociaż o rękę, która głaszcze - żałośnie zamiauczał czarnulek.
- Chodź, maluchu, pogłaszczę cię, przytulę... - Kociomama zagarnęła go łapką pod ciepłe futro i zaczęła delikatnie lizać. Pomału malec się uspokajał, coraz bardziej wtulał w swoją zastępczą mamę, udeptywał jej futerko i mruczeć. A jego opiekunka cierpliwie gładziła go językiem, głaszcząc po kociemu. W końcu romażony maluch zasnął wtulony w kotkę. Śniła mu się ręka człowieka, która gładzi go cierpliwie i ta czuła pieszczota rzeczywiście była najwspanialszym uczuciem na świecie.
- A dlaczego nie opowiedziałaś o tym, jak pojawił się braciszek tej dziewczynki - zapytała Kociomamę jej rówieśniczka i przyjaciółka, żółtooka czarna kotka.
- Bo nie wiem, jak to było... zaraz po Świętach rodzice dziewczynki odwieźli mnie do schroniska. Lekarz im kazał, żeby matka nie złapała toksoplazmozy... Ale nie mów o tym kociętom. Przecież bajki muszą się dobrze kończyć!


.../\„,„/\ εїз ~
...( =';'=)
.../*♥♥*\
.(.|.|..|.|.)...(◕◡◕)
ɯǝʇsǝɾ ɔęıʍ ęzɔnɹɯ