
Jakiś czas temu, a dokładnie w 2006 roku adoptowałam od dziewczyn z Opola Fionę, cudną najmilejszą pod słońcem koteczkę. W grudniu 2006 zgodnie z umową adopcyjną wysterylizowałam ją. Weta do sterylki wybrałam nieprzypadkowego, chciałam zeby zabieg był wykonany bezbłędnie - wybrałam dr Agnieszkę Żurańską poleconą mi przez Janę. Zabieg wykonano za pomocą małego cięcia, pomimo wpisu w książecze "starylizacja" zamiast "kastracja" wiem że pani doktor usuwała wszystko, czyli macicę z przydatkami.
Mijają cztery lata odkąd mamy Fionę, a ona cały czas rujkuje

Myślałam że z czasem to minie, że hormony się wycisząi będzie ok. Ale nie. Non stop mam koncerty i regularne walki w domu (kocur Leopold mimo kastracji nie jest w stanie oprzeć się wyuzdanemu zachowaniu Fiony). To trwa już cztery lata

Ponadto od tygodnia Fiona zaczęła załatwiać się w mojej sypialni na pościel... siku i kupa :/ . Czasem nawet sika na kołdrę jak jestem w łóżku. Myślałam, że może wystraszyła się ostatniej burzy z piorunami, ale sikanie nie minęło wraz ze zmianą pogody. Jestem tym zmęczona i zmartwiona. Nie wiem jak jej pomóc. Ostatnie rujki mocno ją wyczerpują. Sąsiedzi krzywo patrzą. Moja suczka ma przedłużające się zapalenie pęcherza i też posikuje w domu. Efekt - w mieszkaniu śmierdzi jak w toalecie, kocur permanentnie jest w gotowości, kotka jest umęczona, a my razem z nią.
Dwa lata po zabiegu miała robione USG i nic nie znaleziono, żadnego jajnika rzekomego ani odprysków ani nic co wskazywało by na to że zabieg schrzaniono. Chcę teraz powtórzyć USG, tym razem u dr Piotra Marcińskiego (bo on podobno najwięcej widzi) ale aktualnie jest na urlopie. Nie dam otworzyć kota bez pewności że jest to uzasadnione.
Jak pomóc Fionce?
Do kogo się udać na konsultację?
Najchętniej Warszawa i okolice.
edit: korekta tytułu wątku