Ania, super.
Czyli zostałaby jeszcze jedna kota do złapania - bo z tej czwórki to jedna już wycięta jest.
Fajnie, że już wszystkie maluchy wyciągnięte. Uff. A pani "martwiąca się opiekunka-karmicielka" może robi właśnie komuś trwałą i nie może odpisać

.
Smutne jest to, że podejście "pomocników" w tej akcji jest pożal się Boże i jak zwykle musiał pojawić się ktosio ("weźcie, zróbcie") od czarnej roboty. Z drugiej strony rezultat tej akcji ja osobiście widzę w dosyć jasnych barwach.
Jeśli wszystki koteczki zostaną wysterylizowane i zniknie problem maluchów to zakładam, że koty przestaną ludziom przeszkadzać i będą sobie tam spokojnie żyły. Wg mnie mają tam nienajgorsze warunki - pomieszczenie zabudowanego dużego śmietnika ? z postawioną tam sporą budką (a la psia buda) gdzie mają jakieś szmatki, posłanka. Ten śmietnik przylega do ok. trzymetrowego muru, skąd koty mają wejście na dach (m.in. tego garażu gdzie były maluchy). Jak przyjechałyśmy wczoraj z Anią to wokół tej budki, w przedsionku tegoż śmietnika widziałam rozstawione pojemniki z resztkami jedzenia. (Obfociłam otoczenie Ani aparatem, jak będzie miała wolną chwilę to może wstawi foty).
Swoją drogą koty panu aministratorowi przeszkadzają, a ten syf na podwórku nie

.
Nadmienić jeszcze muszę, że Annskr w powiewnej kwiecistej spódnicy i gustownych szpileczkach wspinająca się po kiwającej się kupie cegieł do okienka garażu i wisząca na kracie tegoż okna w celu upolowania kociaków oraz przemierzająca w tymże stroju piaszczyste podwórko od klatki do klatki naprawdę robiła wrażenie

. Zdaje się, że w dużym stopniu dlatego pan administrator zaczął mówić do Anki bardziej ludzkim głosem niż podczas pierwszej, telefonicznej rozmowy. Ja, skromny bodyguard, mogłam tylko podziwiać

.