Przedwczoraj (21.05.09) około godziny 23 jeden z moich kotów wypadł lub wyskoczył przez okno

. Mieszkam na trzecim piętrze, choć w zasadzie to tak jakby trzy i pół (w mojej kamienicy sufity są wyższe, niż w blokach). Gdy weszłam do domu około 22:30 na pewno oba moje koty przyszły mnie przywitać. Ponieważ zapomniałam kupić jednej rzeczy, wyszłam do pobliskiego sklepu na dosłownie 5 minut. Po powrocie siadłam przed kompem i zaczęłam sprawdzać pocztę, ale po pewnym czasie zastanowiło mnie to, że Kapsel nie wpycha mi się na kolana, co zawsze czynił. Zaczęłam go szukać po domu, ale na serio przeraziłam się, gdy nie przyleciał do kuchni na dźwięk "chrobotania" pokarmem... Pomyślałam, że może prześlizgnął się, gdy wychodziłam albo wchodziłam, więc przeszukałam całą klatkę schodową. W końcu pozostało mi tylko chodzenie po podwórku. Zaglądałam pod każdy samochód, wołałam- bez skutku

. Całą noc czuwałam, nasłuchując miauku, dopiero nad ranem usnęłam. Około 8 przez sen usłyszałam, jak jakieś panie pod klatką rozprawiają o "rozbitym pyszczku"... Natychmiast zerwałam się, wychyliłam przez okno- mój kotek schował się w jednej z wnęk. Rzeczywiście miał rozbitą bródkę, mętny wzrok i utykał na tylną łapkę. Po badaniu i USG wet orzekł, że nie ma obrażeń narządów wewnętrznych, kręgosłupa, żeber ani kończyn, "jedynie" żuchwa mogła okazać się zwichniętą. Po wykonaniu rentgena okazało się, że jest nie tylko zwichnięta, ale i złamana w niezbyt ciekawym miejscu

. Wczoraj wet do późnej nocy próbował złożyć szczękę za pomocą zewnętrznych klamerek i drutów, ale dziś okazało się, że bez otwarcia i scalania bezpośrednio kości nie obędzie się

. Co najmniej do wieczora będę żyła w niepewności, czy mój Kapsel będzie miał szansę na uniknięcie uśpienia... Nie mam pojęcia jak mogło dojść do takiej sytuacji, przecież on nigdy nie był specjalnie zainteresowany muchami, ptakami itd... Nie chodził po zewnętrznym parapecie, nie przymierzał się do skakania... Mój drugi kot jest z nim bardzo związany, ciągle chodzi za mną, patrzy i miauczy pytająco... Oboje przeżywamy istny koszmar. GDY Kapsel pomyślnie przejdzie operację (staram się nie brać pod uwagę innej ewentualności) przez kilka tygodni będę musiała karmić go płynami przez strzykawkę i wszędzie ze sobą nosić (albo siedzieć w domu 24h na dobę, bo mieszkam sama, ale to raczej nierealne). Nie będzie też mógł jeść swojego ulubionego chrupkiego Whiskasa, a jedynie miękkie pokarmy. Czemu nie mam w oknach siatki? Ponieważ mieszkam w wynajętym mieszkaniu, a właściciele nie zgodzili się na niszczenie okien przez jej "przytakerowanie" czy przyklejenie. Poza tym takie "przybicie na stałe" i dla mnie nie było najlepszym wyjściem, a o ruchomych siatkach nie słyszałam... Może się mylę? Uświadomcie mnie, bo teraz choćby nie wiem co- albo nie otwieram okien, albo zakładam zabezpieczenie. No i trzymajcie kciuki za mojego Synunia, załamię się bez niego
