To mój pierwszy post, więc może się na początek przedstawię: mam na imię Małgorzata i mam 3 kotki
Najstarsza z moich kotek, Czester, lat około 13 to przepiękna trójkolorowa koteczka. I kupka nieszczęścia jednocześnie.
Dzisiaj, a właściwe to wczoraj, wet stwierdził u niej raka sutka
Koteczka jest mocno schorowana. Nie ma połowy ząbków. Nerki w średnim stanie. Wątroba powiększona. Do tego psychika walnięta "od zawsze"
Kotka jest na specjalnej karmie, ma regularnie podawane kroplówki, leki osłonowe na wątrobę i rozkurczowe. I od jakiegoś czasu udaje się utrzymać jej wyniki na względnie dobrym poziomie.
Jakiś miesiąc temu zauważyłam zasinienie wokół sutka. Początkowo wet podawał jej antybiotyk, twierdził, ze to zapalenie. Dzisiaj stwierdził, ze to rak....
Koteczka dostała dzisiaj zastrzyk (leki na raka - jak stwierdził wet), za trzy dni kolejny zastrzyk. Operować jej nie chce - twierdzi, ze za duże ryzyko - wiek + słabe nerki i chora wątroba. Już badana przed operacją byłyby zbyt dużym obciążeniem dla kotki (chociażby "głupi jaś" przed rentgenem płuc). Do tego Czester bardzo źle znosiła narkozę - była już dwa razy usypiana i za każdym razem długo dochodziła do siebie (dużo gorzej niż jej dwie koleżanki).
Teraz kotka czuje się chyba dobrze. Ale jest bardzo pobudzona. I chodzi za mną jak piesek... Śpi ze mną, czego od dawna nie robiła. Apetyt ma duży, z kuwety korzysta normalnie.
Zastanawiam się nad chemią. Miał ktoś może doświadczenia z tak schorowanym i dość wiekowym kotkiem?
Pytam trochę "na zapas", ale już zastanawiam się, czy męczyć koteczkę takim leczeniem, czy nie?















