Podnoszę wątek.
Muszę opisać pewien bardzo niepokojący incydent, ktory miał miejsce podczas dzisiejszej łapanki.
Melduję, że byłam dziś rano z panią Wiesią ok. 7 na cmentarzu. Udało się złapać biało-czarną kotkę w ciąży, na murku cmentarza sąsiadujacym z Caritasem. Udało się złapać młodą białoburą koteczkę, siostrę nieżyjącego już Dzwoneczka [']. Kicie pojechały do lecznicy na Ochocie.
'
***
Nie potrafię się sukcesem cieszyć bo spotkało nas coś bardzo, bardzo przykrego. I przerażającego
Jakiś czas temu wspominałyśmy o bardzo agresywnej kwiaciarce, ktora obrzucała nas wyzwiskami, odgrażała się. Próbowała zakłócić akcję kastracji kotów, przepedzić nas z cmentarza. Groziła robotnikom, którzy chcieli nam pomoc wyłapać kocięta.
Groziła tez konsekwencjami pani Wiesi tzn. 'głownodowodzącej'
Dziś pani pojawiła się znów. Znow byla klasyczna awantura dotycząca 'patroszenia kotów' itp.
Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, ale stało się coś jeszcze gorszego
Tym razem agresywna pani pojawiła się z 'obstawą' w postaci nieciekawie wyglądającego pana.
Krzyczała, ubliżała nam. Powiedziala p. Wiesi, że ją uprzedzała, ze jeżei jeszcze raz przyprowadzi 'te dziewuchy' to połamie nam kosci.
Że p. Wiesia, jest głównodowodzącą, ze ona jej nie daruje.
Ponieważ na terenie cmentarza pojawił się ksiądz, który sprzyja akcji kastracji, pani i jej towarzysz, widząc ze są świadkowie awantury, opuscili teren. Zagroziłam, ze zadzwonie na policję.
Niestety, prawdziwe kłopoty rozpoczęły się później.
Pani Wiesia ruszyła w głąb cmentarza kontynuować karmienie. Ja wróciłam do bramy głównej z drugą złapaną kotką. Gdy wyjezdzałam z miniparkingu przed cmentarzem, nagle na drodze 'wyrósl' ów nieciekawy koleś. Stanął na środku uliczki, gestykulując, próbując mnie zatrzymać, wykrzykując coś agresywnie. Gdy mimo wszystko ruszyłam i impetem uderzył pięścią szybę przednich drzwi, zaczęłam się bać.
Dwie godziny później zadzwoniła roztrzęsiona pani Wiesia.
Gdy wychodziła z Cmentarza boczną bramą, koleś osaczył ją i kazał więcej nie przychodzić. Pani Wiesia odpowiedziała, ze karmi od 30 lat i nadal będzie karmic. Usłyszała wtedy:
'Jezeli jeszcze raz tu przyjdziesz (na cmentarz) to już stąd nie wyjdziesz żywa"
Przed chwilą wróciłam z posterunku policji na Żytniej. Złożyłyśmy zeznania z panią Wiesią.
Kwiaciarka i jej kompan zostali przesłuchani w mojej obecności (przyjechałam radiowozem na cmentarz)
oczywiście facet wszystkiemu zaprzeczył
Nie boję się o siebie, ale o p. Wiesię. Nie wiem, jakim sk... można być, żeby grozić i zastraszać starszą, schorowaną osobę poruszającą sie o lasce.
Groźb nie należy lekceważyć.
P. Wiesia pojawia się na cmentarzu przed 6.00 rano - wokól jest pusto.
W razie czego, nikt nie będzie jej mógł pomóc.
Jeszcze nie mogę otrząsnąć się z szoku
