w czerwcu rozmawiałam z żoną kolegi z pracy. Ma u siebie w pracy taką dochodzącą kotkę, karmią ją, a kotka się mnoży na potęgę. Proponowałam pomoc w sterylizacji, ale dziewczyna się nie zgodziła, bo kotka może już być w ciąży i to jest nieludzkie, niehumanitarne i w ogóle grzech [sic!] za to jak jej dziś kocica przyprowadziła kociaka do firmy, to było ludzkie i humanitarne... zadzwonić do mnie


moja dzieciarnia...

a teraz najlepsze: wszystkie cztery sztuki to dziewuchy! zakładając, że udałoby się wszystkim przeżyć, wyobrażacie sobie co by się działo na jesień?

małe mają ciut powyżej 4 tygodni, nie dam rady zabrać też matki, to kot pół-dziki, a na przetrzymywanie takiego niestety nie mam warunków


Największa i najbardziej odważna złota burania podziamała sama mięsko, reszta się wypięła, więc na dziś zostały nakarmione Mixolem. Mam dwa dni weekendu, żeby je nauczyć jeść.
Srebrna buraska i pingwinka prychają i syczą, złota i czarnulka nie protestują przy braniu na ręce czy dotykaniu.
Powiem szczerze, że miałam dylemat, czy ich jednak nie zostawić z matką jeszcze na jakiś czas, ale skoro je wyprowadziła, bałam się, że zaraz je coś rozjedzie (to teren m.in. szkoły dla dorosłych, przy bardzo ruchliwych ulicach), poza tym z ostatniego miotu podobno przynajmniej jednego kociaka zadziobały ptaki... no i ciężej byłoby je złapać i oswoić za 2 tygodnie... trudno, muszą jakoś przeżyć z mamą zastępczą

Leżą w koszyku, na poduszce elektrycznej, mają do przytulania misia...
dziękuję Gośce, Magiji i Magdzieradek za oferty pomocy i przejęcia gnojków

