

Historia nieufnej Fufu, magicznego "black&white" w wersji mini ---> bo małe jest piękne <----- 2letnia pingwinka z sosnowieckiej kociarni zawitała u nas na DT, jest szansa na dom?
,,Nieśmiało witam i przedstawiam się. Jestem Salcia, zwana też Panną Fufu - biała koteczka przykryta czarnym płaszczem, o przenikliwych oczach i ślicznej buzi. Pozwól, że wymruczę Ci moją historię...
Tego jak, znalazłam się w sosnowieckim schronisku nie pamiętam - byłam zbyt mała i prześladował mnie wielki pech. Nie pamiętam nawet gdzie i kiedy się urodziłam, jak przeżyłam - a może nie chcę pamiętać... Pamiętam tylko TEN dzień, w którym szczęście się do mnie uśmiechnęło i z tej niewiadomej trafiłam do miejsca, jak się dowiedziałam później, mającego nazwę "schronisko" Poznałam tam grono kociarzy, którzy pod swoją opieką mieli jeszcze inne koty. Różne. Każdy był inny, ale łączyło nas jedno: my wszyscy chcieliśmy mieć dom! Taki tylko dla siebie! Tam było fajnie, bo byli fajni ludzie - tacy czuli, mili i kochający. Jednak całe otoczenie - klatki pełne zwierząt, ciągle się zmieniających (te odchodziły, inny przychodziły), rząd kuwet pachnących "nieswoim" zapachami, nieswoje miseczki i koty, które nie zawsze mnie akceptowały przerosło mnie. Często mruczki na mnie fuczały, prychały, a ja się bałam... Cała ta sytuacja zaczęła mnie przerastać i mimo wielkich starań sosnowieckich kociarzy, poświęcających mi wiele czasu, postanowiłam się wycofać... Chciałam się schować, uciec, zapasać pod ziemię. Schroniskowa atmosfera nie była dla mnie - nie dla kocich dam! Powoli traciłam zaufanie do dwunożnych, a nadzieja na DOM, o którym mi tak opowiadano, nikła tak jak słońce znikało za horyzontem każdego dnia...
I właśnie wtedy, gdy miałam chęć poddać się zupełnie zjawiła się grupka miłośników kotów; grupka, która spojrzała w moje magiczne oczy, pogłaskała i zabrała z tego miejsca. Pamiętam tę niewyobrażalną wdzięczność dla ich czułych i delikatnych rąk, przy których czułam się bezpiecznie. Wiedziałam już wówczas, że dostałam swoja pierwszą szansę! Do nowego miejsca pojechałam na około dwa miesiące; tam odżyłam, zaufałam człowiekowi, co nie zmienia jednak faktu, że jestem bojaźliwą koteczką, która nie wszędzie czuje się pewnie. To było miejsce inne niż to, które znałam; a znałam tylko zimne i nie przyjemne. Sosnowiecka Kociarnie była o niebo lepsza niż nieprzyjazne schronisko. Jednak to wciąż nie był dom, taki tylko dla mnie.
I wtedy, zwyczajnego dnia, dostałam ogromną szansę, po raz drugi w swoim życiu! Zapakowano mnie w kontenerem, powiedziano ,,będzie dobrze" i zabrano. Nie jechałam długo, dość szybko znalazłam się na miejscu. Wyjrzałam zza krat transporterka i ujrzałam duży szary blok, trochę nie stopniałego jeszcze śniegu i kilka drzew. Czekałam - podniecona, ale i trochę niepewna. Poczułam lekkie uniesienie, po czym mój osobisty "szofer" ruszył wolnym krokiem w stronę klatki z numerem 13; zbliżałam się w kierunku domu, który ludzie nazywają domem tymczasowym. Zawitałam u forumowych Korciaczek
I tu kończy się na razie moja schroniskowa historia, teraz żyję w przytulnym mieszkaniu na DT, a króluję na łóżku i szafie.Jest mi dobrze – wiem jednak, że nie zostanę tu na zawsze... Moi Duzi tłumaczyli mi, na czym polega dom tymczasowy i cieszę się, że istnieją takie domowe azyle.
Chciałabym znaleźć swój kąt na Ziemi - może być ciasny, ale własny. Jestem zdrowa, tylko z oczkiem miewam problemy (to jest jednak nie do leczenia i w niczym mi nie przeszkadza), wysterylizowana, odrobaczona, kuwetkowa i czyściutka''

Salcia jest naszym kochany, czwartym już z resztą, tymczasem dla którego szukamy domku, tego najlepszego! Jest to zabawna, sympatyczna koteczka, która ,,swoje za uszami ma". Czasem drapnie, jeszcze się chowa i fuczy- ale czas, miłość i cierpliwość na pewno zdziałają cuda i być może wkrótce będzie kotem, tym z serii miziak nad miziakami. Ta dwuletnia, radosna i nad wyraz ciekawska pingwinka jak na swój wiek jest malutka, wręcz miniaturowa.
,,Jestem tak malutka, że moi tymczasowi opiekunowi nie posiadali się ze zdziwienia, ale jak sami tłumaczą: być może jest to takie złudzenie, gdyż ich poprzedni kot Benia był trzykrotnie ode mnie większy. Jednocześnie, jak twierdzą, jestem tak śliczna i piękna, że zachwytom nie było końca. Nazywają mnie Panną Fufu, lub po prostu Fufu. Dlaczego- nie wiem, ale lubię wąchać wszystko i wydaję przy tym dziwny dźwięk przypominający ten wyraz. Chciałabym bardzo znaleźć swój kąt na Ziemi, swojego człowieka i szczęście.”
Pierwszy dzień Salci u nas:













Jedno z najnowszych zdjęć Salci:

Salcia zwana Panną FuFu szuka Dużego tego najlepszego na świecie!
Spełnijmy jej marzenie, marzenie o nowym domku!
A tu jeszcze na kociarni, tam gdzie nigdy już nie wróci:

Filmik z Panną Fufu http://www.youtube.com/watch?v=GFAGI0t65Fo