A sprawa ma się tak: Moja koleżanka, zakocona na maxa, parę dni temu w drodze na dworzec PKP wynalazła kolejne zaniedbane stadko kotów. Mieszkają one w rozwalającym się drewnianym śmietniku, na bardzo zaniedbanym podwórzu, ze starym, spróchniałym drewnianym domem. Widać, że nie mieszkają tam zamożni ludzie. W śmietniku tym jest bardzo dziurawy dach, więcej ma dziur niż desek. Panuje w nim chłód i wilgoć.
Śmietnik zamieszkuje chora na koci katar, wychudzona tricolorka z dwójką ok. 6-7 tyg. maleństw, cudnie umaszczonych (jeden ma dużo białego i srebrnego futra, drugi ma plamy biało czarne, kojarzy się z dalmatyńczykiem). Mieszkają tam też dwie ok. 6 miesieczne kotki: bura, ślepa na jedno oko, ma takie bielmo na nim, a drugie oko załzawione (żeby tylko całkiem nie oślepła

Kotki są niesamowicie miziaste, garną się do nas i przytulają, mam wrażenie, że próbują się ogrzać, choć przez chwilę...
Dzisiaj wstawiłyśmy im koło śmietnika budkę z kartonu, styropianu i folii i dałyśmy pierwszą porcję Unidoxu. Zamierzamy podawać im ten lek przez 6-7 dni.
Tyle możemy...kotki mogą być znowu w ciąży, ale sterylki w tej sytuacji wykluczone, te kotki są zbyt chore na sterylizacje, trzeba by je najpierw wyleczyć w cieple i podtuczyć, a dopiero po paru tygodniach zabieg. Po tygodniach leczenia, sterylizacji można by je wypuścić z powrotem, ale to by było w środku zimy...TO tylko taka hipotetyczna wersja, bo nie mam kasy, ani miejsca na 4 większe koty i 2 maluszki (ani nawet na jednego).
Dawno nie czułam, się aż tak bezradna...Dzisiaj idziemy do wlaścicielki posesji z prośbą, aby nie wyrzucała tej budki i zamierzamy jej podrzucać karmę, żeby dokarmiała te koty. Nie wiem, czy to wypali, ale może tak, bo ona ma w domu rudego kocura, widziałam jak siedział od wewnątrz na parapecie.
Czy to wogóle ma sens, co my robimy? Czy podawanie tym kotom antybiotyku coś da? Czy one mają przyszłość? Zadaję sobie to pytanie i nie wiem co robić

W adopcjach zastój...gdybyśmy pooddawały inne koty z mińskich tymczasów, może by dało radę zająć się i tymi...
Sama mam związane ręce, to już nie kwestia męża, który się złościł o "tymczasiki", ale za 3,5 miesiąca rodzę dziecko i nie mogę sobie pozwolić na branie nowych, chorych zwierząt do domu, którym nie wiadomo kiedy znajdzie się dom...Do tego nie mam kasy na ich leczenie, więc nawet, gdyby ktoś się ulitował i dał im tymczas, to niewiele mogę pomóc finansowo. Narazie zamierzamy po prostu je dokarmiać, chociaż spotkałam się z opiniami na forum, że jeżeli się nie zamierza sterylizować kotek, to lepiej nie karmić, bo to prowadzi do zwiększenia stada

Wyrzuciłam to z siebie...jestem już strasznie zmęczona sytuacją w moim mieście, głupotą ludzi, brakiem wsparcia ze strony miasta. Mam wrażenie, że nikogo w Mińsku nie obchodzą koty oprócz kilku osób...
Mam zdjęcia tych kotów, z wczorajszego karmienia. Gdyby ktoś chciał przygarnąć chociaż jednego...to chociaż jeden z nich dostałby szansę na normalność. Najbiedniejsze są te 2 maleństwa, one boją się ludzi...zdziczeją bez człowieka i ta bura mała, co może całkiem oślepnąć.
Podaję kontakt do mnie: 0-606-450-268