Tam gdzie pracuje moja Mama stoi puszka na datki dla bezdomnych zwierząt, a na puszce namiar na dwie panie. Mama tam zadzwoniła w nadziei, że pomogą jej ze sterylizacją tych kotów. Okazało się, że Panie są z Fundacji "Kocia Mama" i są chętne do pomocy.
Pierwsza rozmowa dotyczyła sterylizacji aborcyjnej tej kotki, która była jeszcze w ciąży. Pani, z którą Mama rozmawiała, powiedziała, że skoro uda się złapać kota w ręce, to niech go łapią i zwiozą do lecznicy. Kotka miała zostać odebrana 48 godz. po zabiegu i wypuszczona

Na szczęście Mama zadzwoniła do mnie - załatwiłam przetrzymanie kotki przez tydzień. Kotki nie udało się złapać, bo zniknęła, sprawy nie było.
Jednak to, co usłyszałam dzisiaj przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Mama zadzwoniła ponownie do tej Pani, żeby się skonsultować co dalej z tymi kotami. Wcześniej powiedziałam Mamie, że z łapaniem kotek trzeba poczekać, aż kociaki będą samodzielne. Otóż Pani z fundacji ma na ten temat inne zdanie. Moja Mama usłyszała, że trzeba poczekać, aż kociaki będą miały tak ze trzy tygodnie, kotkę załapać na sterylkę i na następny dzień ją wypuścić

Ja nie jestem jakimś ekspertem, ale osoby które są dla mnie autorytetami w kocich sprawach mają zupełnie inne standardy postępowania. Jeżeli ta Pani ma takie praktyki, to jest to dla mnie przerażające.