Teofil był kotem domowym. Był to właściwie powiedziane-gdy dorósł i zaczął "po męsku" pośmierdywać właściciele zaczęli wypuszczać go na ulicę. Był wpuszczany do mieszkania...coraz rzadziej i rzadziej. Kiedys zastał drzwi zamknięte i na nic się zdał jego płacz pod drzwiami-musiał wyprowadzić się na klatkę schodową. Do nas trafił jakieś trzy tygodnie temu. Z bardzo pogryzioną i zwichniętą łapką. Niestety, uraz był sprzed kilku tygodni i wdał się ostry stan zapalny. Teofil jest słaby i co chwila gorączkuje. Jest uroczym, łagodnym wręcz nieśmiałym kotem. Jego radość z możliwości wylegiwania się w łóżku nie zna granic. Pozostałe koty traktuje z szacunkiem-w końcu one były tu pierwsze. Dotknięty wywraca się brzuchem do góry i donośnie mruczy.
Jest bardzo kiepsko-grozi amputacja, a ośmioletniemu kotu ciężko będzie pogodzic się z takim kalectwem.
Na razie walczymy-ciężko i kosztem innych kotów...
Jest ropowica od pachy, aż do stópki która jest spuchnięta jak trzy razy kocia łapa.
Trzy dni temu trzecia zmiana antybiotyku-tym razem na dożylny, jeden z najcięższych. Coż z tego jak następnego dnia zatkał się wenflon, druga łapa spuchła jak balon i trzeba było wyjąć. Nowego nie ma gdzie założyć-tak na skłute nóżki.
Na razie kombinujemy z zestawem dwóch antybiotyków dopaszczowych-nie śmiem mieć nadziei, ale od dwóch dni temperatura spadła poniżej 40 stopni, więc rewelacja. Zaczął lepiej jeść, ale opuchlizna nie zaszła ani odrobinę.
Jutro ma kolejną wizytę u weterynarza i kolejne badania.