
Mamy dylemat bo dr. Jagielski sugeruje druga operacje podkreslajac ciagle, ze przerzuty do pluc albo juz sa albo moga sie pojawic nagle i ze wyciecie reszty powoduje to, ze nie beda jej ropiec sutki. Minusem w naszych oczach jest to, ze ledwo skonczyla ta operacje ma miec nastepna i znowu sie meczyc, jest juz i tak strasznie rozkrojona. Nie ma gwarancji, ze przezyje na stole, a jesli tak to ile jeszcze bedzie zyc i w jakim stanie.
Z drugiej strony jesli nie zoperujemy dalszej czesci, to po prostu zgnije i tak od brzucha. Nie ma terminu operacji, ma miec dalsze przeswietlenia, od ostatniej operacji minelo 10dni, dlatego jeszcze sie nie wybieramy, bo od razu ja beda chcieli pociac. Juz nie mowiac ze moich rodzicow to wykancza finansowo i mieliby na druga operacje i leczenie dopiero w styczniu.
Ona nie dostaje juz srodkow przeciwbolowych tak jak dostawala od razu po operacji, zeby nie stracily dzialania.
Moze czyta to ktos kto mial kotke w podobnej sytuacji i podzielilby sie doswiadczeniami? Po czym poznac przerzuty - jesli po kaszlu to ile on trwa? Kiedy decydowac sie na uspienie? I czy weterynarze nawet ci najlepsi maja naprawde dobro zwierzecia na wzgledzie czy musza cos zrobic z kocim pacjentem? Poprzedni weterynarz dosc oschly w obyciu powiedzial nam od razu zeby zostawic tak jak jest i kto tu ma racje? Moi rodzice maja juz za soba uspienie psa kiedys, ale jak widac kazdy przypadek jest inny.
