O istnieniu porzuconych domowych kotów i ich marnym żywocie na balkonie dowiedziałam się kilka dni wcześniej od mojej znajomej (tej od Kotów z działek).
Cztery domowe koty mieszkały pod gołym niebem na zimnym balkonie swojego "opiekuna" - bez jakiejkolwiek osłony przed zimnem i deszczem oraz bez jedzenia.

Budka, którą widać na zdjęciach, została przyniesiona z działki przez moją znajomą dopiero po odkryciu kotów balkonowych - mam nadzieję, że przyda się teraz kotom wolno żyjącym do przetrwania.
03.10 zabrałam wszystkie cztery koty z balkonu do lecznicy weterynaryjnej na badania i leczenie.
Balkonik
Klasyczny buras - kot nie jest wykastrowany, podobno ma kilka lat, miał na lewym policzku ropień w strasznym stanie i śmierdziało mu z pyszczka ropą - zrobiliśmy RTG, kot dostał antybiotyk i środek przeciwzapalny, został w lecznicy na zabieg zaplanowany na następny dzień. W międzyczasie wycięłam kotu z grzbietu i ogona dredy (ogona kot ma tylko pół) i wyczesałam z niego tonę łupieżu, pcheł i brudu. Biedak nie mył się chyba od stu lat - co to znaczy dla kota - super higienicznego zwierzęcia - nie muszę Wam "kociarzom" wyjaśniać.
Balkonik jest strasznie wychudzony - można policzyć na nim wszystkie kostki, ale jest tak uroczy i głaskliwy, strzelał bez przerwy baranki,
dopiero pod koniec zabiegów pielęgnacyjnych dawał delikatne sygnały, że ma już dosyć (wtedy bardzo chciała go bronić Markiza). Nie wiem, czy kot w ogóle mógł jeść w tym stanie pyszczka i jak długo ten ropień się formował, ale wiem, że kot musiał strasznie cierpieć.
Koszt samego zabiegu wyczyszczenia ropnia i pobytu kota w szpitalu wyniesie ok. 400 zł - proszę o zbiórkę środków na ten cel na konto Fundacji - tytułem: Balkonik.
Markiza
Mama kociaków - cudowna smukła "łasiczka" bura szylkretka (rude futerko na grzbiecie).
Była bardzo zaniepokojona w czasie transportu do lecznicy, ponieważ kociaki ulokowałam w osobnym transporterze. W lecznicy była bardzo grzeczna, a kiedy pokazałam jej dzieci - wpakowała się do nich i uspokajała je mruczeniem i lizaniem - cudowna kocica!!!
Temperature miała w normie - odrobaczyliśmy kotkę - teraz zalecona obserwacja stanu zdrowia, a zwłaszcza sutków i "odpasienie" kotki.
Lodzia (od loggi)
Córeczka Markizy - ur. około 30.07.2007. Piękna jasna buraska - ma początki kataru kociego, podwyższoną temperaturę i kichała. Rozpoczęliśmy kurację antybiotykową oraz podawanie preparatów na podwyższenie odporności. Koteczka jest bardzo wesoła i zabawna. Jeszcze ssie Markizę.
Tarasik
Synek Markizy - ur. około 30.07.2007. Kociak rudy pręgowany - zdrowy.
Mniej śmiały niż Lodzia, ale świetnie rozrabia z siostrą.
Dzięki pomocy Regaty w transporcie oraz dzięki Basi, która zgodziła się przyjąć tymczasowo kotkę z kociakami (adoptowała z Fundacji jamnikowatą suczkę Teklę (zwaną Terminatorem;)))) mogłam pomóc tym czterem wygłodzonym, chorym, zapchlonym i porzuconym kotom.
Na szczęście Tekla przyjęła obecność kociej rodzinki bez protestu - bardzo interesuje się ich miskami z jedzeniem i sprawia wrażenie, że zaadoptowała tę kocią rodzinę. Koty też tolerują jej obecność
PILNIE POTRZEBNE DOMY DOCELOWE dla tych uroczych kotów (i nie tylko!) - inaczej po zaszczepianiu będę musiała zabrać wszystkie koty do siebie.


























