No cóż. Do kastracji złapałam go gołymi rękoma. Po prostu wyciagnełam dłoń i dostałam baranka gratis... No to za kark, potem pomacałam podogonie, zapakowałam do transportera...
Jest w lecznicy, do poniedziałku wieczorem. Wówczas muszę go wypuścic, chyba, że ktoś się w nim zakocha i da mu szansę.
Wyglada podobnie do Przymilnego Burasa, o ile się zorientowałam - charakter też ma podobny. tu stary wątek, tam są zdjecia (ale i tak ich nei widać, bo upload zdechł...): http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=51291&start=0
Duży, bury kot, ale nie pręgowany - ma takie dziwne umaszczenie, coć jak zając. Jasne obwódki dookoła oczu. Biała plamka na mordce i krawacik. I WIELKI RÓZOWY NOS:)
W lecznicy oczywiście też rozdaje baranki...
Mogę go wypuścić tam gdzie złapałam - jak widać żyje, więc sobie jakoś radzi. Na pewno jednak nie jest regularnie karmiony - tamtejsze opiekunki mają kilka ulubionych kotek (po kolei je próbuję kastrować), a kocury gonią). Ma też taką sfilcowaną sierść, pewnie od piwnicznego brudu. Obok 2 ruchliwe ulice.
Naprawdę mi go szkoda, bo widać, że bardzo lubi ludzi.
Ma szansę???