Przepraszam, musiałam wyjść z domu.
pchełeczka pisze:W ogole bez potwierdzenia że to jakaś rodzina itp. Sama mam w rodzinie takie pazerne mendy.
A szpital komuś tak może po prostu wydać chorego? Z p. Teresą jest kontakt? czy ona się może nie zgodzić?
Ewa.KM pisze:Akcja jak na wnuczka. Kuzyneczce pewnie mieszkanie się przyda. A co p. Teresa na to? Uważam, ze bez zgody córki nie powinniście nikomu oddawać kluczy.
Już ustalono, że przekazanie kluczy odbędzie się w szpitalu do rąk (ręki) p. Teresy i przy lekarzach.
Córka jest poinformowana, ale zarówno ona, jak i krewna z drugiego końca Polski (z tą od początku był kontakt) potwierdzają istnienie kuzynki.
Córka do tej pory była przejęta, ale w ciężkiej sytuacji życiowej. Teraz wyszło szydło z worka i "ją interesuje tylko mieszkanie". Nie zamierza robić w tej sprawie nic.
No, się może mocno zdziwić, bo wg mnie, to z mieszkaniem już się może pożegnać.
Ale to zupełnie nie mój problem
Niestety p. Teresa nie jest osobą niepoczytalną, a przynajmniej pod względem prawnym na pewno nie jest.
Z tego, co mi wiem, p. Teresa ma jakieś częściowe zaburzenia, na pewno ma ubytki pamięci, bywa mniej lub przytomna, ale generalnie jest w stanie podejmować decyzje, a przynajmniej na tyle jest przytomna, że bez sprawy sądowej nikt nie może tych decyzji podważyć.
Szpital jej nie może wypisać do domu, jeśli nie będzie miała zapewnionej opieki - ale nie wnika, kto jest tą opieką, jakie są jego pobudki i jaką zapewni opiekę. Szpital wypisuje jak jest opieka i wola chorego, to do domu; jeśli nie ma opieki to do hospicjum. Nie mogli jej wypisać do pustego mieszkania, póki nie było osoby, która by się zadeklarowała. Teraz mogą.
Córka ma w dupie.
Kuzynka jest daleko - nie wiem, czy może, czy nie może, czy ma w dupie, faktem jest, że też się nie zajmie p. Teresą.
Sąsiadka - p. Basia, która karmi teraz koty - nigdy nie utrzymywała jakiś specjalnie przyjacielskich stosunków z p. Teresą. Po prostu sumienie jej nie pozwalało, żeby zwierzaki głodne chodziły, ale na pewno nie zajmie się chorą, bo sama ma półleżącego męża pod opieką i nie jest osobą sprawną i młodą. A p. Teresa nie chce do hospicjum i każdy, kto jej obieca opiekę w domu, będzie dobry
Szybką ścieżkę do ubezwłasnowolnienia ma najbliższa rodzina - każdy inny musi założyć normalną sprawę sądową i mieć do tego podstawy.
Opinia lekarska zapewne byłaby pozytywna, ale to też zależy, kto by ją badał i w jakim momencie (a przynajmniej na ile ja się orientuję w podobnych zaburzeniach).
Jest mi bardzo przykro i cholernie żal mi pani Teresy, bo to zapewne ona będzie najbardziej pokrzywdzona w tej sprawie, ale na pewno ani ja, ani nikt z osób zaangażowanych w sprawę kotów, nie będzie się mieszać w jakieś układy rodzinne i sprawy sądowe.
Pani Basia też się nie chce mieszać w sprawy rodzinne, co najwyżej będzie zawiadamiać MOPS czy policję, jeśli coś ją zaniepokoi.
Jeśli właścicielka mieszkania chce odzyskać klucze, to musi je oddać. I tyle.
Kotki zostaną zabrane z mieszkania jutro koło południa. Mamy nadzieję zdążyć przed p. Teresą i jej nową opiekunką.
Żarcie i żwir już p. Basia ewakuowała na wszelki wypadek

Nie wiemy, co zrobimy z kotkami - mamy ze dwie opcje. Jedna gorsza od drugiej.
Mikrokawalerka bez człowieka i możliwości izolacji, za to z kotem, który morduje inne koty (i też będzie szukał domu za chwilę, bo właścicielka właśnie zmarła) lub niezagospodarowany i nieogrzewany strych, czyli opcja na kilka dni, bo za moment będą tam chore. Robi się zimno
